Pani Marzena z mężem i trójką dzieci od 13 lat starali się o mieszkanie komunalne. W tym czasie mieszkali u teściów w dwupokojowym mieszkaniu. Kiedy 4 lata temu dostali wreszcie mieszkanie od gminy, myśleli że marzenia się spełniły. Szczęście trwało krótko. - Za mieszkanie płacimy 1000 - 1100 zł. Zapytałam dlaczego my tak dużo płacimy. Powiedzieli, że to jest taki ich przelicznik - komentuje Marzena Jamiołkowska. Ta chluba gminy Piaseczno to dawny hotel robotniczy. Na każdym piętrze jest kilkanaście mieszkań, ale tylko jedna wspólna łazienka i jedna wspólna kuchnia. - W kuchni czasem spotykamy się we cztery, pięć. Dzielimy się palnikami. Kiedy jedna kończy robić zupę, druga zajmuje palnik, który właśnie się zwolnił - mówi Elżbieta Fukowska, sąsiadka Marzeny Jamiołkowskiej. Pani Marzena jest kosmetyczką. Od pół roku nie pracuje – opiekuje się dziećmi, zwłaszcza chorą córką. Ojciec rodziny, pan Adam pracuje w firmie przeprowadzkowej. - Na pewno jest to kochająca się rodzina. Dowodem na to może być chociażby fakt, że na zebrania rodziców przychodzili oboje rodzice – opowiada Eliza Łazarkiewicz, nauczycielka dzieci Marzeny i Adama Jamiołkowskich. Rodzina pani Marzeny mimo starań nie opłacała regularnie czynszu. Po czterech latach zaciskania pasa dorobiła się 8 tysięcy złotych długu. Gmina postawiła ultimatum; albo spłata zaległości albo przenosiny do tańszego lokalu, tym razem już w ogóle wody i kanalizacji. - Ja nie oczekuję od nich nie wiadomo jakich luksusów. Ja pisząc wcześniej podania, prosiłam o mieszkanie przede wszystkim normalne, takie żeby dzieci czuły się bezpiecznie - tłumaczy Marzena Jamiołkowska. Radni Piaseczna od siedmiu lat nie zgodzili się na wybudowanie ani jednego mieszkania komunalnego. Jednocześnie gmina ustalała tak wysokie opłaty za istniejące mieszkanie socjalne. Czy to nie wstyd?