Położenie i uwarunkowania lokalne
Dolny Śląsk uznawany jest za królestwo odpadów.
- Wynika to przede wszystkim z położenia, czyli sąsiedztwa z Niemcami, strumień nielegalnych odpadów jest dość istotny. Do tego dochodzą uwarunkowania lokalne, bo mamy tu wiele starych wyrobisk. Z doświadczenia wiem, że w ziemi może lądować wszystko. Od gruzu, poprzez pyły metalonośne, a nawet chemię, która jest zrzucana w beczkach – odpowiada Mateusz Cuske, biegły sądowy.
Nasi bohaterowie to mieszkańcy dwóch dolnośląskich gmin. Część z nich porzuciła życie w wielkim mieście, żeby zamieszkać na wsi. Nie zdawali sobie jednak sprawy, że zderzą się z nękającym region problemem pozbywania się odpadów.
- Był biegły sądowy, który stwierdził w kilku miejscach niebezpieczne odpady. Są wykwity solne, świadczące o składowaniu takich odpadów– opowiada Alicja Wiecheć, mieszkanka gminy Jemielno. I dodaje: - Do tych miejsc podchodzą zwierzęta, piją wodę, która nie jest zabezpieczona. Do tego czuć unoszący się chemiczny zapach. Ostatnio jak tu byłam, to nie mogłam się pozbyć bólu głowy przez dwa tygodnie.
Ekologiczna bomba w każdej chwili może wybuchnąć. Według biegłego, groźne chemikalia w ciągu kilku lat mogą przeniknąć do wód gruntowych, a z nimi do rzek i na pola mieszkańców.
We wsi Cieszyny odkryto ponad kilkadziesiąt tysięcy litrów nielegalnie zeskładowanych odpadów chemicznych. Kiedy tuż obok prywatny inwestor legalnie chciał budować zakład przetwarzający baterie i panele fotowoltaiczne, mieszkańcy zaczęli protestować.
- Możemy mieć podejrzenia, że może nie chodzić o recykling. Może zaistnieć sytuacja, że tych odpadów będzie tak dużo, że nikt nie nadąży tego przerabiać i będą te odpady składować - mówi Andrzej Mazur ze Stowarzyszenia „Piękny Wąsosz”.
Recycling
Firma, która złożyła wniosek o wybudowanie zakładu recyklingu, zapewnia o bezpieczeństwie ekologicznym przedsięwzięcia. Nieufność mieszkańców wzbudza jednak jej niewielki kapitał zakładowy. Zaledwie 5 tysięcy złotych oraz fakt, że powstała dwa miesiące przed złożeniem dokumentów. Co więcej, przeznaczony pod inwestycję grunt kupił prezes dolnośląskiego giganta śmieciowego - Chemeko System.
Spółka Chemeko jest właścicielem składowiska odpadów znajdującego się w sąsiedniej gminie Wąsosz. Mieszkańcy od lat bezskutecznie domagają się kompleksowej kontroli zgromadzonych tam śmieci. Mają ku temu podstawy, ponieważ cztery lata temu na składowisku odnaleziono zakaźne odpady medyczne, a także śmieci z Niemiec, Litwy, a nawet Rumunii. Pod koniec ubiegłego roku prokuratura postawiła w tej sprawie zarzuty osobom zarządzającym składowiskiem.
Protestujący domagają się wstrzymania budowy zakładu recyklingowego oraz szczegółowego sprawdzenia, co jeszcze kryje się pod warstwą zgromadzonych na składowisku w Rudnej odpadów. Okazuje się, że wojewódzka inspekcja środowiskowa na wniosek spółki utajniła przed mieszkańcami wyniki ostatnich kontroli.
- Ja tam mieszkam, jestem bardzo ciekaw, co jest w wynikach tej kontroli. Być może jestem zagrożony i nie mogę tam mieszkać - mówi Tomasz Kaiser ze Stowarzyszenia „Piękny Wąsosz”.
Bez komentarza
W odpowiedzi na nasze pytania spółka Chemeko zaprzeczyła, aby miała związek z inwestycją recyklingową w Cieszynach. Również jej prezes, czyli właściciel ziemi zgłoszonej jako potencjalne miejsce inwestycji, podkreślił, że grunty kupił jako rolnik i są one nadal uprawiane. Ku naszemu zaskoczeniu również główny inwestor zapewnił, że prezes Chemeko nie ma nic wspólnego z planowanym recyklingiem, a zgłoszenie jego własności jako miejsca budowy fabryki nie wymagało jego zgody.
- Rozumiem, że potrzebujemy zakładów do recyclingu, ale uważam, że jest wiele lepszych miejsc na tego typu inwestycje. Na przykład tereny już skażone, poligony wojskowe. Ale tutaj? Skąd taki pomysł? Tu jest półtora kilometra do terenów chronionych Natura 2000. Obawiamy się o dalsze losy tego terenu – podkreśla Adam Cichy, mieszkaniec gminy Jemielno.
- Boimy się bezradności, obojętności urzędników. Tego, że zostawią nas sam na sam w starciu z gigantem śmieciowym. Nie będziemy mieć żadnych szans i nikt za nami się nie wstawi – dodaje Monika Filipowska ze Stowarzyszenia „Czarny Koń”.
- Wybraliśmy to miejsce do życia, bo było ciche, spokojne, dookoła widzieliśmy uprawy ekologiczne. Idealnie pasowało nam to do życia, chcieliśmy być blisko natury – kończy Ikar Szyłogalis, mieszkaniec gminy Jemielno.
Jakich metod używają firmy śmieciowe, aby walczyć z konkurencją i stowarzyszeniami obywatelskimi? W jaki sposób zniknęło 120 tysięcy ton wrocławskich odpadów? Więcej w reportażu Superwizjera.
Autor: Uwaga! TVN