Michał Kłys już 21 lat czeka na zadośćuczynienie. „Oskarżeni przepisali mieszkania najbliższym”

Michał Kłys wciąż czeka na zadośćuczynienie
Michał Kłys oraz jego schorowany ojciec od 21 lat oczekują na zadośćuczynienie po groźnym wypadku, jakiemu Michał uległ na obozie sportowym.

21 lat temu wydarzyła się tragedia, która na zawsze zmieniła życie Michała Kłysa.

- Michał padł, a uchem wyszła krew – opowiada jego ojciec Krzysztof Kłys.

Kiedy doszło do wypadku, Michał miał 17 lat i był dobrze zapowiadającym się lekkoatletą. W czasie zawodów w Zamościu sportowiec został uderzony w głowę młotem, którym rzuciła inna zawodniczka.

- Właściwie po takim uderzeniu powinien już nie żyć. To było 600 kg w głowę, obliczyli to specjaliści – mówi pan Krzysztof.  

Niestety, dramat Michała Kłysa i jego ojca na tym się nie skończył. Pomimo tego, że sąd nakazał wypłatę mężczyźnie miliona złotych zadośćuczynienia i to już w 2012 roku, Michał do dziś nie otrzymał tych pieniędzy.

Od wypadku Michałem opiekuje się ojciec

- Fizycznie nawala mi kręgosłup, bo to już ponad 20 lat, jak dźwigam mojego syna – wylicza pan Krzysztof. I dodaje: - Najtrudniej jest mi zjechać wózkiem po schodach i przenieść Michała do samochodu.

- Bardzo kocham mojego syna i najbardziej martwię się tym, że mam już 70 lat i jeśli umrę, to będzie wielki problem. Nie mam drugiej, młodszej osoby, która mogłaby zająć moje miejsce. Matka w ogóle się nie interesuje – ubolewa pan Krzysztof.

Wypadek

Żeby w pełni zrozumieć, w jaki sposób Kłysowie znaleźli się w tej sytuacji, trzeba cofnąć się do tragedii z 2002 roku.

- Michał rzucił młotem i poszedł po swój młot. Wtedy rzuciła dziewczyna ze Skry i trafiła go w głowę z prawej strony. Michał wtedy padł – opowiada pan Krzysztof.

Michał obudził się ze śpiączki dopiero po siedmiu miesiącach. Początkowo odpowiedzialnością za wypadek obarczano trenera, który spóźnił się na trening i nie dopilnował zawodników.

- Nie wytrzymał i niestety popełnił samobójstwo. To nie był zły człowiek. Nie wytrzymał, że mój syn na całe życie będzie kaleką – mówi pan Krzysztof.

Po śmierci trenera odpowiedzialnością za wypadek obarczono organizatora obozu sportowego - Mazowiecko-Warszawską Federację Sportu, której zadaniem było między innymi rozdzielanie publicznych pieniędzy na wsparcie sportu dzieci i młodzieży na Mazowszu.

W 2012 roku w stosunku do tej federacji zapadł prawomocny wyrok sądu nakazający zapłatę miliona złotych tytułem zadośćuczynienia na rzecz Michała i miesięcznej renty w wysokości trzech tysięcy złotych. Jednakże, kiedy komornik przyszedł do siedziby federacji, żeby wyegzekwować wyrok, okazało się, że jej konto jest prawie puste.

- Federacja obracała ogromnymi pieniędzmi, bo dotacjami na przeszło 20 mln zł rocznie i to z podmiotów wyłącznie publicznych. A komornik na koncie znalazł 1700 zł, a w kasie 144 zł. Wcześniej na tym koncie było przeszło 2 mln zł – mówił w 2016 roku adwokat Marcin Zalewski.

- Są konkretne podejrzenia świadczące o tym, że te pieniądze zostały wyprowadzone z majątku federacji po to, żeby nie można było z nich pokryć zasądzonego zadośćuczynienia i odszkodowania – dodał adwokat.

Nowa organizacja

Władze Federacji podjęły decyzję o rozwiązaniu tej organizacji. W jej miejsce powołano nowy podmiot: Unię Związków Sportowych Warszawy i Mazowsza. Znaczyło to, że jedyna organizacja, która mogła ponieść odpowiedzialność za wypadek Michała, formalnie przestała istnieć.

Niestety, również ówczesne sportowe władze Warszawy, które sprawowały nadzór nad federacją i przekazywały jej pieniądze na działalność mazowieckich klubów sportowych, nie zrobiły nic, żeby rozwiązać sprawę zasądzonego dla Michała zadośćuczynienia.

Trudno zrozumieć, dlaczego warszawscy urzędnicy zainteresowani byli jedynie tym, czy pieniądze miasta, którymi dysponowała federacja, zabezpieczone są przed egzekucją komorniczą. 2 miliony złotych, które zniknęły z konta federacji zaraz po wyroku, były pierwszą transzą dotacji z budżetu miasta przeznaczoną na sport dzieci i młodzieży w województwie. Miasto planowało wypłacić kolejną transzę dotacji w wysokości półtora miliona złotych. Te pieniądze komornik również zająłby na poczet zadośćuczynienia dla Michała. Z protokołu posiedzenia komisji sportu Rady Miasta z 26 marca 2012 roku, które odbyło się dwa tygodnie po ogłoszeniu wyroku sądu zasądzającym zadośćuczynienie dla Michała, wynika, że ówczesna dyrektorka biura sportu oraz jej współpracownicy doskonale zdawali sobie z tego sprawę:

„Przekazanie środków z budżetu miasta, wiąże się z ryzykiem ich zajęcia. W zaistniałej sytuacji, największym problemem jest zapewnienie ciągłości finansowania warszawskiego sportu dzieci i młodzieży”, napisano.

Jak wynika z protokołu, dyrektorka wiedziała też, że aby kolejne, zaplanowane już pieniądze z budżetu miasta nie zostały przekazane, należałoby rozwiązać umowę z Federacją:

 „Umowa z Federacją może być rozwiązana po zaistnieniu konkretnych przesłanek prawnych. Dopiero po rozwiązaniu umowy będzie możliwe odblokowanie środków przeznaczonych na jej realizację.”, napisano w protokole.

I tak też zrobiono, o czym powiedział reporterowi Uwagi! już w 2016 roku ówczesny dyrektor Federacji, Piotr Ś.

Dyrektorka biura sportu nie zgodziła się wtedy na rozmowę przed kamera, ale zrobił to ówczesny przewodniczący stołecznej komisji sportu, Paweł Lech.

- Należy spojrzeć na ile i w jaki sposób zabezpieczony jest interes 20 tys. innych młodych ludzi, dla których te środki są przeznaczone – mówił Paweł Lech.

Bal mistrzów sportu

Widząc bezsilność Michała i jego ojca, w 2016 roku nasza redakcja postanowiła zainterweniować w ich sprawie, przerywając coroczny warszawski bal mistrzów sportu.

Dopiero po wystąpieniu dziennikarza Uwagi!, ówczesne władze miasta zaczęły na szybko oferować Michałowi pomoc, żeby ratować swój wizerunek.

- Udało się zebrać blisko 40 tys. zł. Michał Kłys był również rehabilitowany, otrzymywał specjalistyczne dodatkowe rehabilitacje. Zapraszaliśmy również Michała Kłysa na wydarzenia o charakterze miejskim, wigilijne spotkania świąteczne – mówił w 2019 roku Janusz Samel, dyrektor biura sportu Warszawy.

- Lekarz mi powiedział, że jakby Michał dostał te pieniądze i w początkowej fazie, zrobione byłby te operacje, to by teraz chodził, a tak, niestety, ważniejsze były inne cele dla nich niż nieszczęście mojego syna – ubolewa pan Krzysztof.

Po naszej interwencji sprawą zainteresowało się Ministerstwo Sportu oraz Fundusz Sprawiedliwości, który zapewnił Michałowi środki na rehabilitację i logopedę.

- Postęp jest bardzo znaczny, bo Michał przez 10 lat nie mówił. Dzięki logopedzie zaczął mówić – cieszy się pan Krzysztof.

Wyrok skazujący

W 2020 roku, aż 8 latach po pierwszym, wciąż niewykonanym, wyroku zasądzającym zadośćuczynienie, stało się coś, co przyniosło Kłysom nadzieję.

„W ramach zarzucanego czynu oskarżonego Piotra Ś. oraz oskarżoną Barbarę uznaje za winnych tego, że działając wspólnie i w porozumieniu, w krótkich odstępach czasu i w wykonaniu z góry powziętego zamiaru udaremnienia prawomocnego wyroku Sądu Okręgowego w Warszawie uszczuplili zaspokojenie wierzyciela Warszawsko-Mazowieckiej Federacji Sportu w osobie Michała Kłysa o kwotę 1,3 mln”, mówiła ogłaszając wyrok sędzia.

Sąd przyznał rację adwokatowi Michała Kłysa i uznał, że byli pracownicy federacji, szef i księgowa, popełnili zarzucane im przestępstwo, uniemożliwiając wyegzekwowanie zasądzonych kwot i w związku z tym zostali zobowiązani do naprawienia szkody, co znaczy, że teraz muszą zapłacić Michałowi sumę równą zasądzonemu zadośćuczynieniu.

Nadzieja Kłysów okazała się jednak przedwczesna. Mijają trzy lata od kolejnego wyroku, który miał przynieść Kłysom sprawiedliwość, a zadośćuczynienia dla Michała jak nie było, tak nie ma.

- Po wyroku sądu pierwszej instancji oskarżeni zbyli posiadane przez siebie mieszkania. Po prostu te mieszkania poprzepisywali osobom dla siebie najbliższym, tak, żeby tych mieszkań się pozbyć. W chwili, kiedy zapadał wyrok drugiej instancji, wiele z tych mieszkań, z których można by ewentualnie później prowadzić egzekucję, nie było już własnością oskarżonych – mówi adwokat Marcin Zalewski.

- Przede wszystkim bardzo się dziwię tym ludziom, bo to nie były ich prywatne pieniądze, tylko urzędu miasta, a oni zrobili wszystko, żeby tych pieniędzy nie wypłacono Michałowi. Przypuszczam, że mieli powiedziane, że nic im się nie stanie – mówi Krzysztof Kłys.

Nasz reporter postanowił napisać list do skazanych, by dowiedzieć się więcej o kulisach ukrywania pieniędzy przed komornikiem i zapytać, jakie mają dziś odczucia. Wciąż czeka na odpowiedź.

Cały reportaż zobaczysz w serwisie VOD.pl oraz na player.pl

Autor: Uwaga! TVN

podziel się:

Pozostałe wiadomości