Wiceprezydent Łodzi Krzysztof Piątkowski poinformował w piątek, że ustalono, iż rodzina Nadii miała kontakt 13-krotnie z różnymi placówkami ochrony zdrowia, m.in. w szpitalu, w którym dziecko przebywało z podejrzeniem kolki czy miejskiej przychodni, do której matka z córką przyszła kilka dni przed śmiercią dziecka.Piątkowski przyznał, że w przychodni - niezależnie od działań prokuratury - trwa już kontrola zlecona przez władze miasta. Zapowiedział wprowadzanie procedur w miejskich placówkach służby zdrowia, tak aby uczulić ich pracowników, by byli zobowiązani do informowania odpowiednich służb o podejrzeniu stosowania przemocy wobec dzieci. Miejskich placówek jest jednak zdecydowana mniejszość i dlatego wiceprezydent chce w tej sprawie rozmawiać także z dyrektorem łódzkiego oddziału NFZ, żeby wspólnie stworzyć takie procedury."Wspólnie powinniśmy dołożyć wszelkich starań i przekonać służbę zdrowia, że tamten kontakt powinien być zdecydowanie głębszy z większą refleksją i troską. Absolutnie nie powinniśmy lekceważyć wszelkich informacji i podejrzeń" - zaznaczył.Zdaniem Piątkowskiego wyjątkowo niepokojące jest, iż kiedy Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej w Łodzi rozpoczął inicjatywę tzw. niebieskiej karty, czyli zauważył agresję w domu i zgłosił podejrzenie takich działań ponad 300 razy, to w tym samym czasie służba zdrowia zgłosiła zaledwie dwa takie przypadki. Jego zdaniem problem dotyczy jednak nie tylko miejskich placówek i nie tylko Łodzi.W związku z przypadkami śmierci dwojga małych dzieci pobitych przez swoich opiekunów - trzyletniego Wiktora i Nadii - miasto wkrótce uruchomi specjalną infolinię "Stop przemocy" działającą przez całą dobę, gdzie mieszkańcy będą mogli anonimowo zgłaszać przypadki przemocy wobec dzieci. Przeprowadzona zostanie też kampania społeczna mająca uwrażliwić łodzian na stosowanie przemocy wobec najmłodszych, a MOPS w ciągu dwóch tygodni przeprowadzi wzmożone kontrole w rodzinach - podopiecznych Ośrodka - w których są dzieci poniżej 6. roku życia.