Krwawy spór o miedzę. „Żeby to przerwać, musi znaleźć się ktoś trzeci”

Krwawy spór o miedzę
„Żeby to przerwać, musi znaleźć się ktoś trzeci”
Pani Agata twierdzi, że najbliżsi sąsiedzi od lat nie pozwalają jej spokojnie żyć. Ona i jej syn mieli być pobici, duszeni i wyzywani tylko dlatego, że bronili granic swojej działki. Co na to inni mieszkańcy wsi? Czy wina leży tylko po jednej stronie?

Dziadek, ojciec i syn

Pani Agata wraz z 36-letnim synem Grzegorzem mieszkają w małej wsi na Opolszczyźnie. Twierdzą, że od lat są gnębieni przez kilku mężczyzn z rodziny, która odziedziczyła dom, sąsiadujący z ich posesją.

Według pani Agaty, agresywni mają być spokrewnieni mężczyźni: dziadek, ojciec i syn. Zdaniem kobiety punktem zapalnym są granice działek. Były mąż pani Agaty i ojczym jej syna mieszka w tym samym domu, tylko w osobnych pomieszczeniach. Jest współwłaścicielem nieruchomości.

- Moja sytuacja wynika poniekąd z mojej złej sytuacji życiowej. Mój były już mąż liczył na to, że moja rodzina będzie go finansować i wyremontują dom. Kiedy zobaczył, że tak jednak nie będzie, zwrócił się do sąsiada, który postanowił mu pomóc – opowiada pani Agata. I dodaje: - Przez wiele lat były zaczepki i wyzwiska. Pan Michał, czyli prowodyr tych całych zajść, to taki typ człowieka, który nie uznaje kobiet. Nie rozmawiam z nim wcale. Najbardziej chciałby, żebym się wyprowadziła.

Według pani Agaty, miało dojść do wyzwisk, duszenia, a nawet podbicia jej oka. Pani Agata i jej syn wysłali nam kilka filmów, które mają być dowodem na agresję sąsiadów. 

- W dobie telefonów komórkowych trzeba to było w końcu nagrać. Wyszliśmy z synem na podwórko, ten stary bił mnie, jak upadłam, to mnie dobijał. Byłam zmasakrowana – opowiada pani Agata.

- Wychodziliśmy z mamą z domu, a on ścinał grubą gałąź. Rzucił nią we mnie, trafił mnie w prawą część skroni. Poleciała mi krew – dodaje pan Grzegorz.

„Sama się podrapała”

Awantura podczas ścinania gałęzi zakończyła się wyrokiem nakazowym dla krewkiego sąsiada, który miał podbić oko pani Agacie. Obie strony się odwołały. Pani Agata uważa, że grzywna jest zbyt niska. Pan Ł. utrzymuje, że wcale nie pobił sąsiadki. 

- Walczyła najpierw ze swoim byłym mężem, a teraz walczy ze mną. Cały czas narastała agresja. Ona ma problem nie tylko ze mną, najbliższym sąsiadem, ale z innymi też – mówi sąsiad pani Agaty. I dodaje: - Nikt jej nie pobił. Kto ją pobił, kto to widział? Nikt nie widział, ani nie słyszał. Sama się podrapała.

Choć na nagraniu widać, że sytuacji pobicia przygląda się kilka osób, w sądzie świadkowie zgodnie zeznali, że nic nie widzieli. Rozmowy z sąsiadami pokazują, że było inaczej. 

- Ona zaczęła go szarpać i bić. Co on jej zrobił? Odpychał ją, mówił, żeby przestała, a w końcu jak jej odwalił, to padła. No bo ile można. Ich wszyscy tu mają dosyć – mówi anonimowo jeden z mieszkańców wsi.

- Była tutaj cała widownia, stali i się śmiali. Z tymi sąsiadami nie mam żadnego konfliktu. Potem zeznali, że ja jestem konfliktowa, a oni tu nic nie widzieli – przekonuje pani Agata.

Ogromne emocje

Według badań, w konflikt sąsiedzki jest zaangażowany co dziesiąty Polak. - Prawie w każdej wsi mamy takie sytuacje. Widać tu ogromną dynamikę, emocje. Nie ma tu miejsca na rozmowę, namysł, działanie. Tylko na wybuch emocji. Wygląda na to, że ten konflikt ma głębokie korzenie. Zapewne oni wzajemnie mają do siebie ogromny żal od lat. Sami już nie wiedzą, kto komu wyrządził jaką krzywdę – podkreśla psycholog Zbigniew Nęcki. I dodaje: - Z żadnej stron nie ma nawet próby porozumienia, są za to próby poniżenia. To prowadzi do zaostrzenia konfliktu. Żeby to przerwać, powinien znaleźć się w tym ktoś trzeci.

Taką trzecią stroną mógłby być dzielnicowy.

- W ciągu ostatnich 3 lat, mieliśmy pod tym adresem dziesięć interwencji. Wszystkie zgłaszane były przez jedną ze stron. Był tam kierowany także dzielnicowy, żeby rozeznać sprawę. Dzielnicowy rozmawiał ze stronami sporu, było także zakończenie sprawy mandatem karnym – mówi Patrycja Kaszuba z Komendy Powiatowej Policji w Brzegu. I dodaje: - To konflikt sąsiedzki, który jest trudny do rozwiązania. Obie strony mają swoje prawa, mogą złożyć zawiadomienie, żeby policjanci mieli pole do pracy.

- Policja nie jest dobrym mediatorem w takich sprawach, jest interwentem, który gwarantuje chwilowy spokój. Żeby rozwiązać ten kłopot potrzeba społeczności, która usiądzie z nimi i pokaże im absurdalność tego konfliktu – podkreśla prof. Nęcki.

- Chciałabym spokoju i gwarancji, że ten człowiek nigdy mnie już nie uderzy – kończy pani Agata.

podziel się:

Pozostałe wiadomości