Krokodyle atrakcją restauracji

TVN UWAGA! 4109225
TVN UWAGA! 199363
Trzy krokodyle nilowe są wykorzystywane jako żywa reklama. Mają przyciągać klientów do sieci restauracji w pobliżu stacji benzynowych. Krokodyle nie są nigdzie zarejestrowane, a ich pochodzenie jest niejasne.

Egzotyczne gady spotkać można na stacjach benzynowych w północno-zachodniej Polsce. Sprawa nie jest świeża - jak wspomina właściciel krokodyli Jan Bogusławski wszystko zaczęło się od działalności biznesowej rodziców.

Krokodyle domowe

- Krokodyle wylęgły się około 80. roku - mówi. Jego rodzice prowadzili wylęgarnię drobiu, z której usług korzystali także właściciele ogrodów zoologicznych czy cyrków. - Przywozili najróżniejsze jajka i rodzice prowadzili im produkcję gadów, m.in. krokodyli - mówi Bogusławski.

- W okolicach stanu wojennego zostaliśmy w domu z dużą ilością gadów, płazów i tych krokodyli, których nikt nie odebrał - mówi właściciel. Wspomina, że był to dla niego i jego rodziny problem: na zimę musieli wydzielić dla nich specjalny pokoik wyściełany folią, a na lato rodzice wybudowali prowizoryczną szopę z dołem - wiedzieli, że zwierzęta muszą mieć ciepło i wilgotno oraz dostawać do jedzenia niegotowane jedzenie.

- Tak je kochaliśmy, jak nasze psy i koty - deklaruje właściciel zwierząt i podkreśla, że to rzadkość, by krokodyle przeżyły w niewoli tyle lat, co u niego w domu. - Mają teraz 40 lat - mówi.

"Nie ma źle"

Gdy zwierzęta urosły, a ich utrzymanie stało się kosztowne, właściciel zaczął wykorzystywać je jako żywą reklamę - krokodyle zamieszkały w jego restauracjach. Jak zarzeka się właściciel, warunki, w jakich je trzyma, są odpowiednie dla tych zwierząt. Na dowód prezentuje jeden z takich wybiegów w swojej restauracji.

- Krokodyle lubią ciepło. Krokodyl musi mieć miejsce, gdzie się schowa, gdy czuje się zagrożony - wylicza Bogusławski.

- Myślę, że nie ma źle. Jest doglądany przez właścicieli, my też patrzymy na niego. Nic złego nie możemy powiedzieć - mówi pan Paweł, pracownik stacji benzynowej. Przyznaje, że dla jego znajomych jest to sensacja, gdy widzą tak egzotyczne zwierzę na stacji benzynowej.

Jak dodaje Jan Bogusławski, chociaż "w naszym świecie to wygląda dziwnie, że śpią, jedzą i się kąpią", to jego zdaniem krokodyle są szczęśliwe. - Nie czują stresu, nerwowości. Najwyżej otworzy jedno oko i patrzy, czy interesuje go pani jako mięso albo nie i zamyka - mówi do naszej reporterki.

Nielegalne przetrzymywanie

Mimo że właściciel zapewnia zwierzętom podstawowe warunki do życia oraz opiekę weterynaryjną, W świetle prawa, przetrzymuje je nielegalnie. Według ustawy o ochronie przyrody, osoby prywatne nie mogą bowiem przetrzymywać tak egzotycznych i niebezpiecznych zwierząt bez pozwoleń. Zarejestrować krokodyli jedenaście lat temu nie chciał starosta myśliborski.

- Zakwestionował wiarygodność dokumentów na potwierdzenie legalności pochodzenia zwierzęcia, wskazał także upływ terminu na rejestrację krokodyla, przewidziany w artykule 149 ustawy o ochronie przyrody - przytacza decyzję Mariusz Norsesowicz, wicestarosta myśliborski.

Przyznaje, że chociaż o krokodylach słyszał i bywał w restauracji, to do tej pory nie zajmował się sprawą brakujących dokumentów. Jak twierdzi, stanowisko objął w styczniu 2016 roku. - Moje odwiedziny w tym miejscu traktowałem jako odwiedziny osoby fizycznej, nie analizowałem tego dokumentu przygotowanego przed chwilą przez pracownika - przyznaje.

"Nie miałem obowiązku informować"

Skargi w ich sprawie zaczęły docierać do Powiatowego Lekarza Weterynarii w Myśliborzu, ale ten nie stwierdził nieprawidłowości. Jak wspomina, inspektorzy nie stwierdzili znęcania się nad żadnym zwierzęciem.

- Nie stwierdziliśmy na przykład, że musi przyjmować nienaturalną pozycję, bo ma za ciasno, albo że jest okaleczone, albo zagłodzone - wylicza Ryszard Horbanowicz. Przyznaje, że o braku dokumentów krokodyli nikogo nie informował. - Nie miałem obowiązku informować - ucina.

Sprawy w sądzie

Sprawy dotyczące znęcania się nad krokodylami mieszkającymi w restauracjach, dwukrotnie trafiały też do sądu. Jak wspomina Paweł Rampała, prezes sądu rejonowego w Myśliborzu, toczyły się dwa postępowania w sprawie krokodyla nilowego w restauracji w Renicach, ale sąd doszedł do wniosku, że właściciel zwierzęcia nie jest winny. - Nie dopatrzył się w jego zachowaniu znęcania się nad krokodylem nilowym - mówi Paweł Rampała.

Dodaje, że sprawą legalności zwierząt sąd się nie zajmował, bo "nie było to przedmiotem zarzutu".

Właściciel krokodyli nie poniósł więc żadnych konsekwencji związanych z brakiem zarejestrowania hodowli. Zamiast tego rozbudował sieć restauracji w na teren kolejnego województwa.

"Ludzie też umierają"

O krokodylu na stacji dowiedział się także Stanisław Bąkowski z Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Gorzowie Wielkopolskim, który skierował w tej sprawie pismo do policji. - Zostało odmówione wszczęcie postępowanie ze względu na to, że od grudnia zeszłego roku krokodyl nie żyje - mówi.

Jak właściciel tłumaczy to, że jedno ze zwierząt nie przeżyło? - Ludzie też umierają. Mimo że ich średnia życia jest wyższa niż krokodyli, to umierają w wieku 40 lat na zawał serca - tłumaczy Jan Bogusławski.

Szansa na dom dla krokodyli

- Warunki życia są niedopuszczalne - ocenia Ewa Zgrabczyńska, dyrektor ogrodu zoologicznego w Poznaniu. - Restauracje to nie są miejsca do przechowywania zwierząt egzotycznych - mówi. Jeżeli tylko uda się przekonać właściciela krokodyli do przekazania zwierząt, poznańskie ZOO zadeklarowało przyjęcie ich do siebie i już szykuje im przestronne terrarium.

podziel się:

Pozostałe wiadomości