Mąż pani Zofii i jednocześnie ojciec pani Sylwii, jest w szpitalu. – Nawet mnie nie poznaje! Mój własny mąż mnie nie poznaje! Nie wiem, co z nim będzie. Odebrali mi wszystko, co miałam, bo mój mąż był dla mnie wszystkim! - płacze Zofia Kominek.
To najbardziej dramatyczne zdarzenie, po którym mąż kobiety trafił do szpitala, miało miejsce kilka tygodni temu. Pani Zofia twierdzi, że konkubent jej córki - bez żadnego powodu - zaatakował ją i małżonka. – Wyszedł ze stodoły z kijem: uderzył mnie, a potem męża. Uderzył go dwa razy szpadlem, a kiedy mąż upadł, wciąż bił go kijem. A mąż leżał i się nie ruszał. Myślałam, że nie żyje! – relacjonuje pani Zofia.
Winą za wszystkie konflikty kobieta obarcza swoja najstarszą córkę, Sylwię. Twierdzi, że gehenna zaczęła się w momencie, kiedy ona i jej parter wprowadzili się do domu obok. – Kiedy on bił mojego męża, ona stała i to wszystko nagrywała! I jeszcze się śmiała. To był taki ironiczny śmiech. Nigdy w życiu go nie zapomnę – opowiada, nie przestając płakać. – Nie mam pojęcia, o co jej chodzi? Dlaczego mnie tak traktuje? – dodaje pani Zofia. I przekonuje, że od kiedy córka z konkubentem zamieszkali po sąsiedzku, ona i mąż dosłownie boją się wychodzić z domu.
Córka kobiety przekonuje nas, że sytuacja wygląda całkowicie odmiennie. – To my nie mogliśmy nigdy wyjść na podwórko, bo od razu byliśmy wyzywani, wyklinani, bici! – twierdzi Sylwia Kominek. – To dlatego, kiedy już wychodziłam, to zawsze z włączoną komórką – dodaje.
Kobieta pokazuje nam kilka filmików, przedstawiających sceny rodzinnych kłótni i bijatyk. Zarejestrowała też zdarzenie w wyniku, którego do szpitala trafił jej ojciec. Na nagraniu widać, że to jej matka najpierw podchodzi z gazem do konkubenta pani Sylwii. Następnie konkubent atakuje panią Zofię, a na końcu jej męża. – Ja też to przeżywam!. To mój ojciec! – mówi pani Sylwia.
Na jednym z nagrań, które nam pokazuje, widać wyraźnie, jak matka i ojciec pani Sylwii atakują jej konkubenta. - Tak było od zawsze. Moja matka nigdy mnie nie lubiła, nie wiem, dlaczego. Kiedy chodziłam do szkoły biła mnie. Wtedy babcia zabrał mnie do siebie – wspomina kobieta. Z jej opowieści wynika, że w domu rodzinnym przemoc to była norma. – Kiedy mama widziała, że tata jest pod wpływem alkoholu, zawsze wzywała policję. Wszystko było przeciwko tacie. Moja siostra i bracia też byli bici. Wszyscy przez mamę – opowiada kobieta. - To już nie jest moja córka. Ja się nie przyznaję do takiego dziecka – słyszymy od pani Zofii.
Konflikt w ich rodzinie trwa od lat. Jego skala wciąż narasta. – W ubiegłym roku byliśmy tam ponad 40 razy. Wzywali nas praktycznie wszyscy członkowie rodziny! Chodziło o rodzinne kłótnie – mówi Daniel Niezdropa z komendy powiatowej policji w Mińsku Mazowieckim. Policjant przekonuje, że za każdym razem dzielnicowy nakłaniał do kompromisu. Rodzina jest pod opieka pomocy społecznej. Również tutaj słyszymy, że rodziny próbowano godzić. – Zrobiliśmy, co w naszej mocy, ale tutaj każda ze stron ma swój pogląd na konflikt i trzyma się swojego stanowiska – mówi Sławomir Barankiewicz z GOPS w Mińsku Mazowieckim. W ciągu ostatnich sześciu lat prokuratura prowadziła aż sześć postępowań związanych z konfliktami w tej rodzinie. - Każdą sytuację, która mogłaby być rozwiązana rozmową, zgłasza się tutaj do organów ścigania – uściśla rzeczniczka prasowa prokuratury okręgowej w Siedlcach, Krystyna Gołąbek. Dodaje, że w żadnej ze spraw w grę nie wchodziła mediacja. Bo tutaj nikt nie chce się pogodzić.
Ponieważ konkubent pani Sylwii po ostatnim zdarzeniu trafił do aresztu, kobieta postanowiła wyprowadzić się z domu i zamieszkać z dala od rodziny. – Nie chcę, żeby moje dzieci oglądały kłótnie i awantury. Wczoraj mnie przytulały i dziękowały, że się wyprowadziliśmy – mówi Sylwia Kominek.