Komu przeszkadza przedszkole?

TVN UWAGA! 4000513
TVN UWAGA! 183440
Sąsiedzki konflikt dwóch rodzin z właścicielami przedszkola w Nowej Iwicznej okazał się dla nich prawdziwą, trwającą dziewięć lat, gehenną. Choć w sprawę zaangażowano wiele urzędów i wydano już setki dokumentów administracyjnych to końca walki wciąż nie widać.

Sprawą konfliktu sąsiedzkiego w Nowej Iwicznej po raz pierwszy dziennikarze zajmowali się w 2008 roku. Mieszkańcy osiedla obawiali się, że otwarcie tam przedszkola spowoduje wzmożony ruch i duży hałas. W wyniku protestów budynek przez kilkanaście miesięcy stał pusty, a wojewoda sugerował nawet jego rozbiórkę. Choć do tej pory zapadło ponad 40 wyroków i wydano mnóstwo decyzji administracyjnych walka trwa a końca sporu nie widać. W tym czasie tylko do prokuratury wpłynęło kilkadziesiąt zawiadomień w tej sprawie.

- Jeżeli chodzi o stronę sąsiedzką wobec przedszkola, to wszystkie te zawiadomienia okazały się niezasadne. Wskazywane są zdarzenia niewypełniające znamion czynu zabronionego a więc nie są przestępstwami. Te zawiadomienia są charakterystyczne dla zawiadomień konfliktu sąsiedzkiego. Czasami ma się wrażenie, że celem tego zawiadomienia jest nie tyle ochrona praworządności, ile bardziej zaszkodzenie drugiej osobie – mówi Przemysław Nowak, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Warszawie.

Sąsiedzi twierdzą, że budynek jest zbyt duży i niezgodny z miejscowym planem zagospodarowania przestrzennego, w związku z tym sąsiadujące działki mają być zalewane wodą opadową z terenu przedszkola.

- Ten budynek był już kontrolowany co najmniej sześć razy. Powiatowy inspektor badał go już ze trzy razy, wojewódzki go badał, główny też – rozkłada ręce Michał Otręba, właściciel przedszkola.

W 2009 roku, w najostrzejszej fazie konfliktu, sąsiad oskarżył właściciela przedszkola o to, że ten próbował go potrącić samochodem. Miało do tego dojść na osiedlowej drodze.

- Sąsiad, jak zwykle, robił nam zdjęcia. Ja zajechałem, on obszedł mój samochód z tyłu, ja delikatnie cofnąłem, ominąłem go i przodem wjechałem w ulicę. Wezwał policję i złożył akt oskarżenia, że go chciałem samochodem przejechać. To mnie uniewinnili, a jemu postawiono zarzuty za składanie fałszywych zeznań. Szczęście, że miałem monitoring, bo gdybym go nie miał, to pewnie bym siedział – opowiada Michał Otręba.

Skonfliktowani z właścicielem przedszkola sąsiedzi nie chcieli wypowiadać się przed kamerą. Twierdzą, że obiekt jest dla nich bardzo uciążliwy i powstał z poważnym naruszeniem przepisów.

Ostatnio przyszłość przedszkola znowu stanęła pod znakiem zapytania. Tym razem sprawą zajął się Główny Urząd Nadzoru Budowlanego i po raz kolejny analizuje pozwolenia na użytkowanie budynku.

- Te sprawy toczą się dlatego, że trafiają tutaj. My sami nie podejmujemy tych spraw, nie inicjujemy ich. To wynika z woli osób zainteresowanych. Obecna sprawa ma związek z ostatnim wyrokiem Naczelnego Sądu Administracyjnego. Ten sąd wydał taką decyzję i w ten sposób zobligował urząd do tego, żeby rozpatrzeć wniosek wniesiony cztery lata temu o stwierdzenie nieważności tej decyzji – mówi Renata Ochman-Berg, rzecznik prasowy Głównego Inspektora Nadzoru Budowlanego.

Michał Otręba postanowił szukać pomocy nawet u najwyższych władz w państwie. Ostatnio spotkał się z premier Ewą Kopacz. Z kolei sąsiedzi swoje racje chcą przedstawiać, ale tylko i wyłącznie w programach na żywo.

Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem - czekamy na Wasze zgłoszenia. Wystarczy w mediach społecznościowych otagować swój wpis (z publicznymi ustawieniami) #tematdlauwagi. Monitorujemy sieć pod katem Waszych alertów.

podziel się:

Pozostałe wiadomości