Kolonie czy obóz przetrwania?

Czy to możliwe, że koloniści zamiast odpoczywać w godnych warunkach przeżyli horror? Rodzice twierdzą, że dzieci spały na podłodze, czyściły toalety i przygotowywały sobie same posiłki.

- Jest plaża strzeżona z ratownikiem. Nie ma rowerów wodnych. Jest łódka, którą będziemy przewozić dzieci. Dzieci odwiedzają gospodarstwa. Mogą zobaczyć, jak gospodarze doją krowy. Bardzo piękne, bardzo atrakcyjne tereny – tak o koloniach opowiadał Zdzisław Bielecki, prezes Fundacji D.O.M. Fundacja Dzieło Odbudowy Miłości zorganizowała kolonie w Jeglińcu. Wyjazd kosztował 880 zł. Rodzice pokrywali tylko część tej kwoty. Resztę opłacał warszawski Ośrodek Pomocy Społecznej i Fundacja. - Obietnice były super. Odbyło się spotkanie fundacji D.O.M. Rozmawiał z nami prezes. Zapewniał nas, że wyżywienie jest super, że warunki są świetne. Mówił, że jest kąpielisko. Wydawało nam się, że dzieci spędzą świetnie czas – opowiada Beata Balińska, matka Marty. Miała być strzeżona plaża, wycieczki i zorganizowane zajęcia. - Nie było żadnych zorganizowanych zajęć. Mój syn miał dyżur na kuchni. To było jego zajęcie. Sprzątał stołówkę – opowiada Krzysztof Mosakowski, ojciec Olka. Rodzice twierdzą, że ich dzieci musiały także sprzątać toalety, przygotowywać posiłki. - Jak to możliwe, że dziecko, które jedzie na odpoczynek, pracuje jako sprzątaczka – zastanawia się Jolanta Walkowicz, matka Gabrysi. - Został zatrudniony ratownik, tylko kąpieliska nie było. Dzieci zamiast na łóżkach miały spać na materacach. Niektóre na łóżkach polowych. Narzekały na problemy z wyżywieniem. - Mówiły, że chodzą głodne. Między posiłkami nie miały co pić. Piły wodę z kranów – dodaje Beata Balińska. Ale lista zarzutów jest dłuższa. - Po to się oddaje pod opiekę dzieci, żeby ktoś je dopilnował: zaprowadził do łazienki. A on chodził jak świnia – mówi Marek Tarka, ojciec Czarka i Damiana. Z powodu skarg, miejsce pobytu kolonistów skontrolował Sanepid i Kuratorium Oświaty. Sanepid dopatrzył się kilku uchybień. Jednak powodów do przerwania wypoczynku nie znalazł. - Brak sprzątaczki na miejscu tłumaczono tym, że chwilowo jej nie ma. Mówiono, że dzieci sprzątają tylko swoje pomieszczenia - wyjaśnia Irena Kikucis z Sanepidu. - Przyjechałem tutaj, żeby zobaczyć, co się dzieje. Były skargi do kuratorium i sanepidu. Ale nie było takich skarg, żeby te kolonie dalej się nie odbywały. Jest czysta pościel. Jest sprzątaczka. Są osoby, które pracują w kuchni. Wszystko jest na wysokim poziomie higienicznym – uważa Zdzisław Bielecki, prezes Fundacji D.O.M. Zobacz także:Pijane kolonieWakacyjna szkoła demoralizacjiKoloniści znęcali się nad kolegą

podziel się:

Pozostałe wiadomości