- Zatrzymał nas patrol policji do rutynowej kontroli. Ja nie miałem dokumentów. Podałem swoje dane osobowe. Do kolegi policjant powiedział, że kierowca ma otworzyć bagażnik. Po chwili usłyszałem szamotaninę. Nic nie widziałem, bo klapa bagażnika była otwarta. Wysiadłem i zobaczyłem, że Darek ma rozbitą głowę a dwóch policjantów próbuje mu założyć kajdanki. Nie dawali sobie z nim rady i za chwilę przyjechał kolejny radiowóz. Było ich sześciu i wszyscy na nim siedzieli. Był moment, że mi powiedział, że nie może oddychać – mówi kolega ofiary. Choć od tragicznych wydarzeń minęły już ponad dwa miesiące, ciągle nie ma ostatecznej ekspertyzy biegłych na temat przyczyny śmierci kierowcy. - Ten mężczyzna był agresywny, stawiał opór policjantom, nie chciał podać swoich danych, później nie pozwalał założyć sobie kajdanek. Próbował się wyrywać i uciekać. Na pytanie, dlaczego nie żyje, będziemy mogli odpowiedzieć, kiedy biegli sądowi przekażą wszystkie wyniki sekcji – wyjaśnia asp. Mariusz Mrozek, rzecznik prasowy KSP w Warszawie. - Ze wstępnego protokołu sekcji zwłok wynika, że przyczyną śmierci była niewydolność krążeniowo – oddechowa. Do ustalenia ostatecznej przyczyny śmierci potrzebne są dodatkowe badania , badania z zakresu toksykologii i histopatologiczne – mówi Katarzyna Calów-Jaszewska, Prokuratura Okręgowa w Warszawie. Nieprzesłuchani dotąd świadkowie tragicznej interwencji policji, zapominają szczegóły z wydarzenia. Nadal są wstrząśnięci postawą i bezradnością policjantów, którzy długo i nieudolnie zatrzymywali kierowcę. - Jak doszłam, to facet, którego zatrzymali, już się wyrywał. Próbowali skuć go w kajdanki. On się przewrócił. Musiał zawadzić gdzieś głową, bo miał ją rozciętą. Policjant siedział mu na plecach. Wyjął pałkę teleskopową i jeszcze zaczął go uderzać gdzieś w okolicy góry. Gdy odjeżdżałam autobusem, leżał na brzuchu. Miał skute nogi a policjanta przytrzymywała go jeszcze nogą. Nie było żadnej reanimacji – mówi Ilona, świadek zdarzenia. - Spojrzałem się na jego twarz i ciało, wyglądał fatalnie. Jakby go autobus potrącił – dodaje Kamil, świadek zdarzenia. - Widziałem reanimację. Był skuty kajdankami – mówi Paweł, świadek zdarzenia. Ofiarą policyjnej interwencji jest 36-letni Dariusz Jabłoński. Ze wspólnikiem prowadził zakład wulkanizacyjny i sklep z alkoholem. Według policji podczas zatrzymania miał przy sobie dwie porcje amfetaminy. Najbliżsi ofiary bronią jego dobre imię i nadal nie mogą pogodzić się ze śmiercią.