Każdy chciał pomóc

TVN UWAGA! 137100
Każdy pomagał jak umiał - jedni ratowali życie, inni parzyli herbatę, jeszcze inni - trzymali rannych za rękę i nie pozwalali im zasnąć. Po katastrofie kolejowej na Śląsku liczyła się każda para rąk do pracy i każda inicjatywa.

Leszek Marzec z Sanoka jechał na Pomorze do pracy. Tę trasę pokonuje co najmniej dwa razy w miesiącu. Do szpitala we Włoszczowie trafił po godzinie od wypadku – ze złamaną nogą i nadwyrężonym kręgosłupem. - Zgniecione wagony i wspinający się na nie strażacy. To był moment kiedy sobie w pełni uświadomiłem ogrom tej tragedii. Ten obraz mówił: tam jest miazga - opowiada Leszek Marzec. Aneta, nauczycielka angielskiego z Tarnowa, jeździ tym pociągiem co dwa tygodnie. W tym samym przedziale jechała też Maria, która wkrótce ma zostać radcą prawnym. Obie dziewczyny miały dużo szczęścia – skończyło się tylko na złamaniach miednicy. - Moment wypadku? Chwila. Czarno przed oczami. Wpadłam z jednego pomieszczenia do drugiego i wypadłam przez szybę. Znalazłam się na zewnątrz - opowiada Aneta. 16-letnia Sonia, która sama wracała z Warszawy do Krakowa, zajęła się sprawami organizacyjnymi. Ale najpierw zadzwoniła do mamy i przyjaciółki Ady, że nic jej nie jest. - Byłam w takim szoku, że nie wiedziałam co sie stało. Wiedziałam, że pociąg zatrzymał się gwałtownie i nie wiedziałam wtedy, że są ofiary śmiertelne, że ludzie są poważnie ranni. - mówi Sonia. W akcji ratunkowej brało udział ponad 400 strażaków, 150 policjantów, kilkuset lekarzy, ratowników medycznych i pielęgniarek. Osób cywilnych, które pomagały ofiarom katastrofy nikt nie potrafi policzyć.

podziel się:

Pozostałe wiadomości