Jak wygląda wojna oczami dziecka? „Pamiętam ciągły strach o siebie i bliskich”

TVN UWAGA! 349691
Inwazja Rosji na Ukrainę przywróciła bolesne wspomnienia tych, którzy pamiętają wybuch II wojny światowej. Przedstawiamy trzy kobiety i trzy opowieści o tym, jak to jest być dzieckiem w piekle wojny.

1 września 1939 roku, pani Halina była noworodkiem, pani Lucyna miała sześć lat i wojnę pamięta bardzo dobrze, podobnie jak pani Danuta, która wspomina pierwsze bomby, spadające na Warszawę.

Ciągły strach

Mimo że od wybuchu II wojny światowej minęło ponad 80 lat, wspomnienia za sprawą wojny w Ukrainie powróciły.

- Pamiętam, że ciągle towarzyszyło mi poczucie zagrożenia oraz strach o siebie i swoich bliskich – mówi Lucyna Zbucka.

- Nigdy nie oglądałam i nie oglądam do dziś filmów wojennych. Teraz też staram się nie oglądać telewizji. Jak to widzę, to widzę Warszawę z tamtych dni – mówi Halina Gniadek.

Zdaniem naszych rozmówczyń, wojna sprzed 80 lat niczym nie różni się od tej dzisiejszej. Dramaty dzieci także.

- Miałam wtedy 6 lat, wiedziałam, czym jest wojna i że ojciec może nie wrócić. Tata powiedział do mnie: „Masz tu moje znaczki, album i uporządkuj je”. Wiedziałam, że mnie zagaduje, bo słuchałam pilnie, o czym rozmawiają rodzice – wspomina Danuta Charkiewicz.

- Miałam rok i cztery miesiące, kiedy gestapo zabrało z domu mojego tatę. Później, jak byłam już dorosła, to mi opowiedział, że przez cały czas pobytu w obozie koncentracyjnym, czyli 4,5 roku, trzymało go przy życiu moje spojrzenie przy rozstaniu, bo ja nie płakałam, tylko podobno się intensywnie w niego wpatrywałam. Tak, jakbym chciała go zapamiętać – dodaje Lucyna Zbucka.

- Dzieci dużo rozumieją, dużo pamiętają. Rozumieją tragedię – dodaje pani Halina.

Zburzona Warszawa

Zdjęcia zniszczonych ukraińskich miast, przypominają naszym rozmówczyniom wojenną Warszawę z lat 40. Mimo że miały zaledwie kilka lat, pamiętają bombardowania, zgliszcza i piwnice, w których musiały kryć się przed nalotami.

- Bardzo dokuczał nam brud. Mężczyźni przywieźli kiedyś wiele butelek lemoniady i ustaliliśmy, że myjemy głowy tymi lemoniadami. Kiedy już wycierałyśmy głowy, gdzieś nieopodal eksplodowała bomba i zasypało nas pyłem. Wszyscy wybuchnęli śmiechem – opowiada Gniadek.

- Bawiliśmy się na podwórku, a obok uderzyła bomba, która zniszczyła klatkę schodową. Dozorca podstawił drabinę, po której przez okno wniósł mnie do domu. Trudno takich historii nie pamiętać – dodaje Gniadek.

Nasze bohaterki zetknęły się też z łapankami i rozstrzeliwaniem ludzi na ulicach miasta. Ze śmiercią stykały się na co dzień.

- Położyli mnie na ulicy, obok czterech trupów i tam musiałam przenocować – wspomina Charkiewicz.

- Tuż po nalotach zmarła moja 3-letnia siostra. Bardzo bała się alarmów bombowych, dostała zapalenia opon mózgowych i nie udało się jej pomóc już w tamtych warunkach – dodaje Halina Gniadek.

Powstanie

Kiedy wybuchło Powstanie Warszawskie pani Lucyna, Danuta i Halina trafiły do obozu przejściowego w Pruszkowie, skąd Niemcy wywozili ludzi do obozów koncentracyjnych lub na przymusowe prace do Niemiec.

Wiele osób nie przeżyło obozu. Nasz rozmówczynie przeżyły cudem. Dziś, w miejscu, do którego trafiły ponad 80 lat temu powstało muzeum. Mieszkańcy Pruszkowa i okolicznych miejscowości, jak tylko mogli pomagali obozowiczom. Dziś, kiedy wybuchła wojna w Ukrainie, zorganizowano zbiórkę rzeczy dla uchodźców z Ukrainy.

- Wydawało mi się to oczywiste, żeby tradycję pomocy i solidarności z osobami poszkodowanymi przez wojnę podtrzymać. Mieliśmy sygnały, że to, co się dzieje na Ukrainie potęguje wspomnienia ludzi, którzy to przeżyli w Polsce. Oni to bardzo rozumieją – mówi Małgorzata Bojanowska, dyrektor Muzeum Dulag 121 w Pruszkowie.

Pani Danuta i pani Halina po zakończeniu wojny wróciły do Warszawy.

- Stolica była jedną wielką ruiną, ale byłam na to przygotowana – mówi Charkiewicz.

- Jak patrzę na to, co dzieje się na Ukrainie, to wspomnienia wracają. Wiem, co oni czują, bo sama przez to przeszłam. To straszne – kończy Halina Gniadek.

podziel się:

Pozostałe wiadomości