Grzebał ludzi w bezimiennych mogiłach

TVN UWAGA! 4234861
TVN UWAGA! 216282
Wracamy do sprawy pseudo-księdza, prowadzącego przez kilkanaście lat w całej Polsce nielegalne domy opieki. Marek N. znęcał się w nich nad starszymi ludźmi, próbował też przejąć majątki wielu podopiecznych. Ostatnia z prowadzonych przez niego placówek - zamknięty po naszej interwencji tzw. Dom Schronienia w Zgierzu pod Łodzią - wciąż odkrywa przed nami mroczne tajemnice.

Dwa tygodnie temu ujawniliśmy, że w nielegalnej placówce znajdowało się blisko sto pozbawionych opieki osób. Część pensjonariuszy była w stanie skrajnego wycieńczenia. Po naszej interwencji placówkę zamknięto, a ludzi ewakuowano. Niestety, pięciu z nich nie udało się ocalić. - Pacjenci byli wyniszczeni, odwodnieni, mieli odleżyny, pasożyty, byli pacjenci zawszawieni. Niektórzy w stanie skrajnie ciężkim - mówi Marek Syncerek, kierownik oddziału ratunkowego szpitala w Zgierzu.

Po grobach zaczęli chodzić ludzie

- Były dwa pogrzeby. Raz były trzy urny, a na kolejnym dwie - opowiada naszemu reporterowi miejscowy grabarz, Radosław Terała. I prowadzi nas w miejsce, gdzie Marek N. "odprawił" owe pogrzeby.

- Zdziwiło mnie, że nie podjechał karawan, tylko zwyczajny, cywilny samochód. A pomocnikiem "księdza" był bezdomny, który donosił urny - relacjonuje Terała. Po zasypaniu grobu okazało się, że organizatorzy pogrzebu nie mają nawet tabliczek z imionami i nazwiskami zmarłych. - Obiecali, że je dowiozą, ale nie ma ich do dziś. Nie wiadomo, co to byli za ludzie - mówi grabarz. Z czasem po niczym nie oznaczonym grobie zaczęli chodzić odwiedzający cmentarz ludzie. - Więc wzięliśmy jakiś stary krzyż i wbiliśmy, żeby już nie chodzili - mówi Terała.

Większość złożonych w tajemniczym grobie osób zmarła kilka miesięcy temu w tzw. Domu Schronienia, a jako księdza odprawiającego pochówki do zbiorowej mogiły grabarze wskazali Marka N., prowadzącego ten dom opieki.

Zmarło kilkadziesiąt osób

Pani Bożena mieszka dziś w jednym z łódzkich domów pomocy, ale kilka miesięcy tego roku spędziła właśnie w ośrodku Marka N. Trafiła tam, gdy z powodu skomplikowanego złamania nogi straciła pracę i wyrzucono ją z wynajmowanego mieszkania. Jak wspomina, już sam początek pobytu był zaskakujący. - Przywitali mnie szampanem! - wspomina pani Bożena. - Tam w ogóle alkohol się lał strumieniami. Chorzy, nie chorzy, osoby na wózkach, wszyscy pili. A opiekunek tam nie było w ogóle. Zero. Przebywające tam osoby, które mogły chodzić opiekowały się tymi, którzy potrzebowali mycia, przewijania, pampersów - wylicza kobieta. Podczas jej pobytu umarło - według jej szacunków - kilkadziesiąt osób.

Pochówkiem pensjonariuszy, którzy nie mieli rodziny, zajmował się Marek N. Jak doszło do tego, że wszyscy oni trafili do jednego, wspólnego grobu? Ciała takich podopiecznych odbierał z placówki jeden ze zgierskich zakładów pogrzebowych. - Nasza rola polegała na odebraniu osoby zmarłej, wykonaniu kremacji i oddaniu urny do Domu Schronienia po otrzymaniu stosownego oświadczenia, że będą one pochowane - mówi Michał Młodzik, współwłaściciel zakładu pogrzebowego w Zgierzu.

Zbiorcze pogrzeby

Mimo że w Domu Schronienia umierało wielu samotnych pensjonariuszy, Marek N. nie organizował każdemu z nich pogrzebu. Kierownik zgierskiego cmentarza doskonale pamięta pierwszą wizytę jego bliskiego współpracownika, Patryka P., zajmującego się m.in. sprawami zmarłych pensjonariuszy. - Kupił jeden grób. Za pierwszym razem pochowane były trzy urny, potem jeszcze dwie - mówi Mirosław Borkowski, kierownik cmentarza komunalnego w Zgierzu. Czy tak można? Obce osoby chować do jednego grobu? - Właściciel tak zdecydował i tak zostały pochowane - mówi Borkowski.

Dlaczego Marek N. pochował zmarłych w zbiorowej mogile? Według zachowanych dokumentów, jego kościół zapłacił za dwa pogrzeby i jeden grób niespełna dwa tysiące złotych, pokrył też koszty zakładu organizującego kremację. Druga strona medalu to zasiłki pogrzebowe zmarłych, które należą się organizatorowi pogrzebu. W przypadku pięciu osób mogło chodził nawet o 20 tys. zł, a powstała nadwyżka mogła być łakomym kąskiem dla pseudo-księdza.

- Już na drugi, czy trzeci dzień słyszałam, jak pani Zosia wykrzykiwała: "Ty złodzieju oddaj mi rentę, emeryturę". Halinka to samo. Wyzywała go - wspomina pani Bożena. - Pierwsze pytanie, jak kogoś przywozili, to było czy ma rodzinę, czy dostaje emeryturę czy rentę i kiedy ona przychodzi. Pieniądze kazali dawać na stół i zabierali - mówi pani Bożena. - Bardzo często słyszałam: "Sprzedaj swój dom, sprzedaj działkę. Zapewnię ci tu wszystko do końca twoich dni, będziesz miał wszystko, pięknie, ładnie" - dodaje.

Odwlekał pochówki

Analizując dokumenty pochowanych w zbiorowej mogile osób, odkrywamy jeszcze jeden pomysł Marka N. Okazuje się, że przez wiele miesięcy zwlekał on z pochówkiem prochów zmarłych, by nie tracić pieniędzy na indywidualne pogrzeby i złożyć w grobie dopiero kilka zebranych urn. Mirosław Borkowski pokazuje nam karty zgonów. Kobieta, która zmarła 12 maja, została pochowana dopiero dziewiątego września. - Tak można? - pyta reporter. - Zdarza się, w sprawach, gdzie prokurator ustala, czy był udział osób trzecich. Nie wiem, czy tutaj taki szczególny przypadek miał miejsce - mówi Borkowski.

Pan Władysław został pochowany w maju w Zgierzu, a zmarł w styczniu w miejscowości Działy Czarnowskie, czyli w poprzednim domu Marka N. - To możliwe, że specjalnie przewieźli urnę z drugiego końca Polski? - pytamy. Dyrektor mówi tylko, że pokazano mu certyfikat kremacji i można było odprawić pogrzeb.

"Nie wiemy, co teraz dalej robić"

Pod koniec października Marek N. został aresztowany po tym, jak łódzka prokuratura postawiła mu zarzuty, m.in. znęcania się nad podopiecznymi oraz narażenia ich życia na niebezpieczeństwo. W luksusowej willi na obrzeżach Zgierza, gdzie N., ukrywał się po wybuchu afery, zastaliśmy jego współpracownika, który pomagał w przygotowaniu anonimowego, zbiorowego grobu. - Nie będę się wypowiadał - mówi tylko mężczyzna.

W zakładzie pogrzebowym pozostała jeszcze jedna urna z prochami kobiety zmarłej w Domu Schronienia pod koniec września. Po wybuchu afery, o jej pogrzebie nikt nie pomyślał... Urnę miał odebrać nasz rozmówca, ale tego nie zrobił. - My nie wiemy, co teraz dalej robić - mówi Michał Młodzik.

"To było znęcanie się nad ludźmi"

Pani Bożena: - To, co się tam działo, to było zwykłe łobuzerstwo, znęcanie się nad ludźmi, wykorzystywanie ich, okradanie, pozbawianie wszystkiego - mówi wprost.

Jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, sprawą zbiorowego grobu na zgierskim cmentarzu zajmuje się - obok innych czynów Marka N. - prowadząca śledztwo łódzka prokuratura. Śledczy sprawdzają, czy okrutne zachowanie pseudo-księdza wobec zmarłych podopiecznych również nosiło znamiona przestępstwa.

podziel się:

Pozostałe wiadomości