Reporterzy TVN postanowili przekroczyć przejście graniczne w Dorohusku. Już w kolejce dowiedzieli się, jakie panują tu zasady. - Nie dasz celnikowi w łapę, to cofnie ci samochód, i możesz na odprawę czekać, czekać, czekać - mówią czekający na odprawę kierowcy. I rzeczywiście – celnicy natychmiast kierują nasze auto do kontroli. Celnik, na pytanie, czy mógłby przyspieszyć odprawę, żali się, że nie ma pięciu rąk. Kiedy jednak kierowca wsuwa mu banknot pięćdziesięciozłotowy, od razu przepuszcza nasz samochód. Ale przed nami już następny funkcjonariusz. Ten bez ceregieli od razu przypomina. - Pan miał mi coś zostawić! I bierze pięćdziesiąt. Jeszcze tylko żołnierz ochrony pogranicza, który w podanym paszporcie również znajduje banknot. Ukraińscy celnicy, jak widać, na Polakach zarabiają nieźle, ale nie gardzą też mniejszym zarobkiem od swoich rodaków. Nazajutrz wracamy do Polski. Na granicy jeden z naszych reporterów uzbrojony w ukrytą kamerę sfilmował tajemniczego mężczyznę w cywilu, który na oczach umundurowanych celników podchodził do każdego samochodu podjeżdżającego do odprawy i pobierał opłatę – dziesięć hrywien (około sześć złotych) od auta. Pytamy kierowców, co to za opłata. - Ekologiczna - mówią. - Ale kwitu nie dostaliśmy. To zwykła łapówka – dowiadujemy się. Zapytaliśmy, co z tak bezczelną korupcją na przejściach granicznych mają zamiar zrobić ukraińskie władze. Rzecznik ambasady Ukrainy w Polsce Leonid Biełosow powiedział nam. - Mamy oczywiście sygnały o korupcji, ale na razie nie dostaliśmy konkretnych informacji ani od obywateli polskich, ani ukraińskich. Będziemy jak najbardziej wnikliwie kontrolować to, co dzieje się na granicy. Liczymy, że nasza walka z korupcją dotrze nie tylko do centrum naszego kraju, do oligarchów, ale też i na nasze granice. Przeczytaj także:Obława na ”Tadka” Na granicy walka ze zrzutamiMrówcza robota celników