Tysiące nagrań
Pan Włodzimierz i jego rodzina jest notorycznie nagrywany przez swoich najbliższych sąsiadów. Dwóch dorosłych braci z okna swojego domu filmuje każdy wjazd i wyjazd mężczyzny. Gromadzą materiał, który wysyłają na policję, żądając ukarania swojego sąsiada za różne błahe wykroczenia drogowe.
- Półtora tysiąca wykroczeń z moim udziałem na pewno trafiło na policję. To w ogóle nie powinno mieć miejsca, żeby sąsiad sąsiadowi robił takie rzeczy, żeby go nagrywał, nękał bez przerwy – komentuje Włodzimierz Matla i dodaje: Policja obwinia mnie za spaloną żarówkę w ciągniku, za brudne szyby, jak wracam z pracy. Za tablicę rejestracyjną zachlapaną błotem. Straciłem już za to prawo jazdy w 2017 roku, musiałem ponownie zdawać egzamin.
Na odwołania od wyroków sądów, mandaty, wynajęcie pełnomocnika, opłaty za kurs i egzamin na prawo jazdy, pan Włodzimierz z żoną wydali już blisko 20 tysięcy złotych.
- Stan zdrowia bardzo się nam przez to pogorszył. Ja się leczę, podobnie mąż – mówi Zofia Matla.
- Jak to się nie skończy w szpitalu psychiatrycznym to będzie dobrze – dodaje pan Włodzimierz.
Małżeństwo Matlaków to nie jedyne ofiary uporczywego nagrywania w tej wsi. Sąsiedzi utrudniają życie także matce pana Włodzimierza i jego siostrze.
- Byłam holowana przez inne auto. Nie dałam migacza, sąsiedzi stwierdzili, że byłam dużym zagrożeniem na drodze i zgłosili to na policję – wspomina Lidia Miernik i wylicza dalej: Dach w kojcu psa, czy altanka we własnym ogrodzie były powodem kontroli nadzoru budowalnego. Dach kojca musiałam ostatecznie rozebrać.
Inni nagrywani
Jolanta Moskwa – Hansen razem ze swoim mężem Holendrem kupili dom w Podmielowcu. Wybrali tę spokojną, jak sądzili wtedy wieś, żeby spędzić tu emeryturę. Wyjechali z Holandii sześć lat temu. Zostali dobrze przyjęci. Pani Jolanta została nawet radną i sołtyską całej wsi.
- W tej chwili ja i mój mąż jesteśmy całym złem. Dostaliśmy rykoszetem, bo zeznawaliśmy w ich sprawie w sądzie. Sąd ukarał mnie wyrokiem nakazowym za poruszanie się prawą stroną drogi. Mój mąż otrzymał już 47 wykroczeń – mówi pani Jolanta.
Pan Jan musi się tłumaczyć przed policją, dlaczego zbyt późno włączył kierunkowskaz, użył świateł awaryjnych, zatrzymywał auto na skrzyżowaniu, dlaczego prowadził taczkę środkiem ulicy. Grozi mu utrata prawa jazdy.
- Zatrzymywałem się na skrzyżowaniu, chodziliśmy obydwoje nieprawidłową stroną jezdni, zbyt późno używałem kierunkowskazu, ze skrzyżowania zabierałem ludzi – wylicza pan Jan.
Nikt nie wie, kogo jeszcze bracia P. nagrali i kiedy wykorzystają te filmy. Wykroczenia i ciągłe zawiadomienia składane na policji to nie jedyne sposoby nękania mieszkańców tej wsi. Wysyłano także donosy do wielu instytucji, uruchamiając przy tym lawinę kontroli i postępowań w urzędzie skarbowym, nadleśnictwie, nadzorze budowalnym, inspekcji pracy czy urzędzie gminy.
Rodzina P.
Autorami nagrań i licznych wezwań na policję są: Teresa P. i jej dwaj synowie: 40-letni Sylwester i 38-letni Marek. Obydwaj są bezrobotni. W domu mieszka z nimi jeszcze ich ojciec, ale od kilku lat nikt ze wsi go nie widział.
Trzy lata temu matkę i synów sąd skazał za znieważenie pani Lidii. Musieli zapłacić grzywnę. Krótko później ktoś zdewastował rodzinny grobowiec pani Lidii. Policja nie zatrzymała jednak żadnych sprawców.
- To była rozpacz. To tak, jakbyśmy kolejny raz musieli pochowali męża – wspomina pani Lidia.
Pan Włodzimierz i pani Lida mieli dość ciągłego filmowania i śledzenia. Zawiadomili prokuraturę. Śledczy po obejrzeniu dowodów i nagrań nie miał wątpliwości i oskarżyli Teresę P. oraz jej synów o stalking. Sprawę rozpatruje Sąd Rejonowy w Starachowicach.
- W mojej ocenie, jako prawnika, ci ludzie z ciągłego zawiadamiania policji zrobili sposób na nękanie mojego klienta. Na pewno jest naruszana też jego prywatność – przekonuje Dominik Wiecha, adwokat.
Atmosfera we wsi jest napięta. Mieszkańcy mają poczucie, że są ciągle obserwowani, boją się wychodzić. Na wielu domach pojawiły się kamery monitoringu, ponieważ przez wieś przetoczyła się dziwna seria zniszczeń, a policja nie wie, kto je spowodował.
- Myślałam, żeby poszukać mieszkania, ale szkoda mi męża. To jego ojcowizna, chcielibyśmy w zdrowiu dożyć starości. Jeśli wcześniej sąsiedzi nas nie wykończą – kończy Zofia Matla.