Bykownia to czwarty, wciąż badany cmentarz katyński. Historycy szacują, że na obszarze czterech hektarów lasu spoczywa 120 tysięcy osób różnych narodowości. Na cmentarzysku zlokalizowano 65 grobów polskich. Ciała rozstrzelanych oficerów, przywożono tu z kijowskich więzień i wrzucano do masowych dołów śmierci. Prace ekshumacyjne w Bykowni prowadzą wybitni specjaliści. Do tej pory zbadano ponad 170 grobów. Prace utrudnia ich znaczna dewastacja. Sowieckie komisje, mające na celu zatrzeć ślady stalinowskich zbrodni, rozkopywały mogiły. Grabiła je również okoliczna ludność. - To polski grób. Tylko jego górna część była wcześniej rozkopana. Na przykład od głębokości półtora metra, grób jest nienaruszony. To bardzo ważne. Tym bardziej, że to grób polski. I od razu było widać, że tu są pochowani polscy oficerowie – mówi Andriej Amons, były prokurator wojskowy. Na podstawie szczątków antropolodzy określają wiek i płeć pomordowanych ludzi. Otwory na czaszkach, potwierdzają charakterystyczny sposób rozstrzeliwania polskich oficerów przez NKWD. - System rozstrzeliwania, polegał na tym, żeby na niektórych czaszkach, nie było widać otworów. Rzecz w tym, że ludzie ze związanymi rękami, pochylali się w dół i strzelano poniżej potylicy. Dlatego, nie widać otworów – tłumacz Andriej Amons, były prokurator wojskowy. Znalezione w grobach rzeczy osobiste, często są bardzo charakterystyczne. Jednak jak dotąd, na podstawie znalezionych przedmiotów, udało się potwierdzić tożsamość zaledwie dziewięciu osób. Wiele dokumentów, które umożliwiłyby ustalenie tożsamości Polaków, zniszczyło KGB. Wiktor Kiryłowicz Czerińko, to wyjątkowy człowiek. Walczył o godność cmentarza w Bykowni. Sprzeciwiał się, planowanej tam budowie dworca. Dokumentował także ślady zbrodni, przez co spotykały go nieprzyjemności ze strony KGB. - To Biełogorodka. Tam był właśnie taki zielony płot. Za tym płotem, postawiono taki drewniany domek, ze świeżej sosny. To była tajna baza wypoczynkowa milicjantów. Podczas pierwszej ekshumacji w Bykowni, znaleziono bardzo dużo kości, ponieważ cały czas, groby plądrowali szabrownicy, postanowiono je wywieźć. I tu, na tym terenie, były piece, w których palono szczątki. Kości słabo się paliły, więc zostawały resztki, które potem zakopywano – mówi Wiktor Kiryłowicz Czerińko. Chcąc sprawdzić te wstrząsające informacje, dziennikarze UWAGI! pojechali do Biełogorodki, to miasteczko położone dwadzieścia kilometrów od Kijowa. Czy to możliwe, aby tak daleko od cmentarzyska, wywożono ludzkie szczątki? Okoliczni mieszkańcy niechętnie rozmawiają o tym miejscu. Niewiadomo, co teraz dzieje się za wysokim płotem tajemniczego obiektu. Trudno dostać się do środka. Wydaje się, że to miejsce nadal jest strzeżone. Tuż obok funkcjonuje sanatorium dla dzieci. Czy informacje o paleniu ludzkich szczątków da się potwierdzić? - Ziemię z kośćmi wywożono. Jednak dokumentów na ten temat nie było. Wywozy przeprowadzano w tajnych akcjach. Więc ile było takich kursów i ile było samochodów, trudno powiedzieć – mówi Andriej Amons, były prokurator wojskowy. Cmentarzysko w Bykowni kryje jeszcze wiele tajemnic. Trudno będzie dowiedzieć się całej prawdy o liczbie spoczywających tu ofiar. Prace polskich archeologów na Ukrainie sprawiły jednak, że o Bykowni mówi się coraz częściej. 15 maja, w dniu pamięci ofiar politycznych represji, rolę Polaków podkreślali ukraińscy politycy. Prace archeologiczne potrwają do końca czerwca, do zbadania pozostało jeszcze 40 grobów. Po ich ukończeniu odbędzie się uroczysty pochówek ofiar.