Historie o psach zastrzelonych przez myśliwych na łąkach, czy w lasach – powtarzają się systematycznie. To, co przed kilkoma tygodniami wydarzyło się we wsi Regny pod Łodzią, to jednak wydarzenie bez precedensu. Myśliwy uznał, ze skoro – jak twierdził – pies biega po lesie i zagraża zwierzętom, to należy go zabić. Egzekucji dokonał w piątek rano. - Syn usłyszał strzał. Wyjrzał przez okno i zobaczył na schodach leśniczego a za nim leżącego psa – mówi właścicielka Petka Bożena Rajska.
Myśliwy nie chciał rozmawiać przed kamerą. – W ciągu tygodnia świat mi się do góry nogami przewrócił – powiedział tylko dziennikarce UWAGI!.
Bożena Rajska pojechała do myśliwego tego samego dnia, kiedy zabił jej psa. Mężczyzna nie zaprzeczał. Stwierdził, że owszem, zastrzelił psa. Tyle, że najpierw… wyciągnął zwierzę poza ogrodzenie. – Kiedy powiedziałam mu, że syn widział wszystko z okna, wtedy się przyznał, że zabił psa na podwórku. A zwłoki schował pod sosną – relacjonuje Rajska.
Również przez śledczymi mężczyzna przyznał się do zabicia kundelka. Prokuratura postawiła mu zarzut zabicia psa.
W całej sprawie zaskakujący jest fakt, że okoliczni mieszkańcy… stanęli za myśliwym murem. Zorganizowali nawet zbiórkę podpisów, pod listem w jego obronie, który przekazali następnie policji. – To był szkodnik. Od kiedy go nie ma jest spokój - mówią o psie. Przekonują, że myśliwy to człowiek dobry i prawy. – Kiedy któregoś razu prosiłam go, żeby zastrzelił wałęsającego się psa, odmówił mi – uzasadnia tę opinię jedna z kobiet.
Również mecenas Witold Balas, który reprezentuje myśliwego przekonuje, że ten jest miłośnikiem zwierząt. - To był jeden jedyny przypadek, gdzie pan leśniczy zastrzelił psa – utrzymuje prawnik.
Reporterka UWAGI! ustaliła tymczasem, że myśliwy w ogóle nie powinien używać broni, ponieważ - jak się okazało - nie jest zrzeszony w żadnym kole łowieckim. Co więcej, od jednego z byłych pracowników jednostki wojskowej usłyszała, że leśniczy w przeszłości zabijał psy na terenie wojskowym. – Wjechał samochodem, wysiadł, wyjął strzelbę i zastrzelił psa. Zastrzelił też szczeniaka, który był duży, wyglądał jak owczarek podhalański. I trzeciego – wałęsającego się przy biurze przepustek – wylicza proszący o anonimowość mężczyzna. Dodaje, że kiedy na teren jednostki przypałętał się jakiś pies, było wiadomo, że „długo nie pożyje”.
Za zabicie Petka myśliwemu grozi do dwóch lat więzienia.