Echa afery mięsnej

TVN UWAGA! 135823
Dwa tygodnie temu ujawniliśmy jak w zakładach mięsnych Viola odświeża się wędliny, które niesprzedane w sklepach trafiały do ponownego przerobu, a potem znów do sprzedaży. Na Pomorzu i Kujawach inspekcje weterynaryjna i sanitarna prowadzą od kilku dni kontrole miejsc, gdzie produkuje się i handluje mięsem i wędlinami. Co już udało się ustalić?

Informacja o niebezpiecznych produktach trafiła do hurtowni i sklepów, które kupowały wędliny w zakładach Viola. Doniesienia o skandalicznych praktykach w tej firmie obiegły niemal cały świat, kładąc się cieniem na inspekcji weterynaryjnej, która powinna dbać o bezpieczeństwo produkowanej w Polsce żywności. - Inspekcja weterynaryjna to nie jest inspekcja, która jest bezpośrednio winna tej sytuacji. Te zwroty, jakie nam pan pokazywał, nie powinny w ogóle wyjść ze sklepów. Przecież te zwroty gdzieś wypuszczano i ktoś o tym dobrze wiedział (inna inspekcja). Dlaczego inspekcja o tym nie powiadomiła drugiej inspekcji? Bo jeżeli w sklepie zepsuł się towar, to ze sklepu wyszło to zło, a nie z zakładu. Jeżeli zakład, którykolwiek, przyjmuje zepsuty towar, to nie powinien tego przyjmować, dlatego, że sklep powinien to osobiście zutylizować – tłumaczy Janusz Związek, Główny Lekarz Weterynarii. Próbując zrzucić z siebie odpowiedzialność za ten skandal, inspekcja weterynaryjna zmusiła do pracy służby sanitarne. Te ruszyły do sklepów i hurtowni w całym województwie kujawsko-pomorskim, by sprawdzić, co się dzieje z przeterminowanymi towarami. - Obecnie wszyscy inspektorzy kontrolują czy takie wyroby znajdują się w obrocie. Jeśli tak, natychmiast wycofują z obrotu – mówi Jerzy Kasprzak, Wojewódzki Inspektor Sanitarny w Bydgoszczy. Można odnieść wrażenie, że bydgoski sanepid kontroluje sklepy i hurtownie tylko wtedy, gdy wybuchnie afera. Dwa lata temu szef wojewódzkiego sanepidu zignorował poważne sygnały o nieprawidłowościach w sieci handlowej, wykryte przez jednego z inspektorów sanepidu. - Sklep, który funkcjonował rok nie odstawił do utylizacji nawet grama środków spożywczych. Wojewódzki Inspektor Sanitarny zignorował wówczas fakt, który stwierdziłem w tym sklepie, polegający na tym, że żywność bez dokumentów i żywność przeterminowana były ukryte w chłodni. Kontrole, które miały wykazać, czy zwroty żywności z tych sklepów odbywają się innych placówek, były nakazane dopiero w ostatni poniedziałek – opowiada Mariusz Felsmann, były inspektor sanepidu z Chełmna - W 2011 roku nie było podstaw do takiej kontroli – odpowiada na zarzuty Jerzy Kasprzak, Wojewódzki Inspektor Sanitarny w Bydgoszczy. Być może, gdyby taka kontrola była przeprowadzona, już wtedy, wyszłoby na jaw, że sklepy i hurtownie na masową skalę zwracają producentom nieświeży towar. - Sukcesem jest efekt dobrego działania inspektorów, a efektem dobrego działania inspektorów jest to, że zakłady mogły wprowadzać swoje produkty na rynki światowe. Natomiast afera mięsna w zakładach mięsnych VIOLA to jest porażka, że udało się wymanewrować inspekcję – mówi Bogumiła W. Mikołajczak. Wojewódzki Lekarz Weterynarii w Bydgoszczy. Inspekcja nie została wymanewrowana - według naszych ustaleń powiatowy lekarz weterynarii ze Świecia uprzedzał firmy o swoich kontrolach. Jego przełożeni musieli o tym wiedzieć, bo już w 2007 roku mówił o tym ówczesny minister rolnictwa, Wojciech Mojzesowicz. - Ja oceniałem, że działalność tego pana na tym terenie przynosi szkody, a nie przynosi zysków. Docierały do mnie sygnały, że pan lekarz powiadamia przed kontrolą. Uważałem, że dla dobra produkcji żywności, producentów rolnych na tamtym terenie i zakładów mięsnych ta osoba powinna odejść - opowiada Wojciech Mojzesowicz, były minister rolnictwa. Formalnie minister nie mógł odwołać powiatowego lekarza weterynarii, dlatego o swoich zastrzeżeniach do pracy Krzystofa J. informował Główną Lekarz Weterynarii. - Ja wystąpiłam do wojewódzkiego lekarza weterynarii z pismem, że są takie skargi. I ewentualnie, że jeśli stwierdzi, że te skargi się potwierdzają, to żeby wyciągnęła konsekwencje - wspomina Ewa Lech, Główny Lekarz Weterynarii w latach 2006-2008. Czując zagrożenie Powiatowy lekarz weterynarii poprosił o przeniesienie na niższe stanowisko. Po odejściu ministra Mojzesowicza z rządu wrócił jednak do kierowania powiatowym inspektoratem. - Pan doktor J. pracował przez ten okres sprawując swoją funkcję. W tym czasie toczyły się kontrole w zakładach jemu podległych. One miały za zadanie zatwierdzać działalność tych zakładów na rynek unijny. Duża część zakładów uzyskała uprawienia na rynki unijne. W związku z tym nadzór prowadzony przez powiatowego weterynarza weterynarii okazał się być prowadzony w sposób właściwy - argumentuje powróc na stanowisko pana J. Bogumiła W. Mikołajczak, Wojewódzki Lekarz Weterynarii w Bydgoszczy.

podziel się:

Pozostałe wiadomości