Dziewczyny, które były na dnie

TVN UWAGA! 4367857
TVN UWAGA! 233463
Czy pobyt w poprawczaku musi być piętnem na całe życie? Czy można odbić się od dna? Wyznania wychowanek poprawczaka.

Paulina Rychel jest byłą wychowanką zakładu poprawczego w Zawierciu. Kiedyś ćpała, kradła i biła się. Dziś ma normalny dom, pracę i chłopaka. Niedawno wydała książkę. "Nieusłyszana" to jej szczera spowiedź, która stała się inspiracją dla innych dziewczyn.

- Książkę potraktowałam jako swój konfesjonał. Opisałam to, co przeszłam, żeby pokazać innym, że to, co złe, nie musi nas zrujnować - mówi Paulina Rychel.

"Tutaj było picie, palenie, dragi"

Paulina spędziła w poprawczaku w Zawierciu cztery lata. Wcześniej była w trzech ośrodkach Monaru, ale nigdy nie udało jej się przestać ćpać. Dopiero w zakładzie w Zawierciu definitywnie zerwała z narkotykami. Pokazała nam miejsca, gdzie kiedyś się bawiła.

- Tutaj było picie, palenie, dragi. Wszystko tu się działo. Tutaj rozsypywaliśmy sobie kreski, sypaliśmy amfetaminę. Czasami były jakieś piguły - opowiada.

Po wyjściu z zakładu poprawczego, Paulina wróciła do rodzinnego Wrocławia. Nie utrzymuje kontaktu z przyjaciółmi, z którymi brała narkotyki. Niedawno zamieszkała ze swoim chłopakiem. Pracuje w sklepie jako kasjerka, zamierza dalej się uczyć.

- Chcę założyć rodzinę. Nie chcę żyć tylko imprezami i kumplami. Chcę mieć swoje miejsce, swojego mężczyznę, dziecko, pracę. Coś, z czego w przyszłości sama z siebie będę dumna - mówi Paulina Rychel.

Książka Pauliny została wydana w nakładzie tysiąca egzemplarzy dzięki działającej przy zakładzie poprawczym fundacji "Żyć na nowo". Dyrektor zakładu szuka teraz funduszy, by "Nieusłyszana" mogła trafić do księgarń w całej Polsce.

"Mama umarła, brat całe życie w więzieniu"

Każda z dziewczyn, która trafiła do zakładu poprawczego w Zawierciu, ma za sobą zazwyczaj ciężkie dzieciństwo. Dominika miała 10 lat, kiedy straciła matkę.

- W moim życiu było bardzo trudno. Mama umarła, brat całe życie w więzieniu. Mój tata jest dobrym człowiekiem, ale nie potrafił mnie upilnować - opowiada dziewczynka.

Dominika zaczęła uciekać z domu i brać narkotyki.

- Biłam się, okradałam dziewczyny w szkole, żeby zaćpać albo zajarać. Tata szukał mnie na początku na własną rękę. Potem, nie wiedząc co ma robić, dzwonił na policję - opowiada Dominika Michalak.

Relacje pomiędzy Dominiką, a jej ojcem stały się bardzo złe, kiedy związał się z inną kobietą. Dziewczyna czuła się odrzucona i niekochana. Zapatrzona w swojego brata kryminalistę, stawała się coraz bardziej agresywna. Zaczęła zastraszać ojca.

- Od pięciu lat jestem w ośrodkach. Po czterech latach tata przyjechał do mnie tutaj. Przysiągł kiedyś, że nie przyjedzie do mnie do żadnego ośrodka. Przyjechał tutaj. Dopóki nie zobaczyłam go tu, w tej bramce, to nie wierzyłam - mówi Dominika i wyznaje: - Najbardziej żałuję, że go tak skrzywdziłam. Przeprosiłam go i przysięgłam, że już nigdy więcej go nie zawiodę.

„Matka biła nas kablem”

Dominika długo nie mogła odnaleźć się w zakładzie. Buntowała się. Dopiero po roku wyciszyła się i dzięki terapii zaczęła myśleć o sobie trochę lepiej. Uczy się wielu nowych rzeczy i nadrabia zaległości w szkole. Zaprzyjaźniła się z Moniką, której dzieciństwo było jednym wielkim koszmarem.

- Moja mama miała bardzo psychopatyczne zachowania. Biła nas kablem, pasem. Dla niej najważniejszy był świat facetów. Kiedyś zabrała mnie na noc do swojego partnera. Jak się obudziłam, to trzymał mi rękę w spodenkach. Zaczął mnie szarpać. Uciekałam i schowałam się w toalecie. Jak mama wróciła do domu to stwierdziła, że chcę jej życie rozwalić - opowiada Monika Więckowicz.

Monika próbowała zapomnieć o tym, co ją spotkało. Piła bardzo dużo alkoholu, uciekała z domu. Zaczęła kraść, by jakoś przeżyć na ulicy. Podobnie jak Paulina i Dominika była wiele razy notowana na policji. Skala ich przestępstw była tak duża, że gdyby były dorosłe, trafiłyby do więzienia. Uznane za nieletnie przestępczynie zostały umieszczone w zakładzie zamkniętym.

"Wytrzymał wszystkie obelgi i podawał mi rękę"

Gdyby nie wychowawcy z poprawczaka, dziewczyny nigdy nie uwierzyłyby, że mogą się zmienić. Ich cierpliwość, zaufanie i akceptacja spowodowały, że każda z nich zaczęła się powoli otwierać. Wszystko dzięki temu, że najważniejsze w programie resocjalizacyjnym zakładu w Zawierciu jest przede wszystkim budowanie dobrych relacji pomiędzy wychowawcami a wychowankami.

- Był tu taki wychowawca. Uważałam go za swojego największego wroga. Ale gdy ja się potykałam, on podawał mi rękę. Naprawdę kawał chama ze mnie, a wychowawca wytrzymywał wszystkie obelgi, wyzwiska. Uświadomił mi, że takie życie nie ma sensu, że mam dla kogo walczyć, mam ojca - mówi Dominika.

Ważnym elementem resocjalizacji są też zajęcia warsztatowe, gdzie wychowanki uczą się wielu przydatnych, życiowych umiejętności. Często jest to ich pierwszy kontakt z pracami w kuchni, czy z czynnościami związanymi nawet ze zwykłym sprzątaniem.

- Uczymy wychowanki wszystkiego od podstaw. Jak się moczy szmatę, myje podłogę, ile płynu trzeba nalać przed myciem podłogi. Są wychowanki, które nie potrafią zadbać o swoją higienę osobistą. Nie wiedzą jak działa pralka, piekarnik. Uczymy posługiwania się nożem i widelcem - przyznaje Robert Kleszcz, dyrektor zakładu poprawczego w Zawierciu.

Cel? Jechać do domu!

W zakładzie realizowany jest jeszcze jeden wyjątkowy program. Pierwszy raz ktoś uświadamia dziewczynom, że w przyszłości będą matki. Wychowanki mają zajęcia z seksuologiem, psychologiem, a potem każda z nich przez trzy dni opiekuje się elektronicznym fantomem niemowlęcia. Wszystko po to, by nauczyły się odpowiedzialności za życie innego człowieka.

- To jest jedyne miejsce, gdzie ludzie mnie nie skreślają, nawet jak robię źle. Czuję się tu dobrze. Myślę, że wyjdę na ludzi, będę żyła na poziomie i jeszcze pomogę ojcu. Czuję się jakbym była wolna. Nie zasypiam ze strachem, że jutro mnie złapią, że będę musiała się do czegoś się przyznać. Wiem, że mam ojca, który na mnie czeka i moim celem jest jechać do domu - wyznaje Dominika.

Najtrudniejszym momentem dla wszystkich dziewczyn jest wyjście z zakładu. Monika opuszcza poprawczak już za miesiąc. Nie chce wracać jednak do domu, do swojej matki. Dostała właśnie mieszkanie socjalne.

- Wiem, że jak wyjdę z zakładu to szkołę i pracę mam załatwioną. Tylko boję się kontaktu z ludźmi - mówi i dodaje - Mam jedno marzenie: chcę mieć normalne życie.

Statystyki z ubiegłych lat pokazują, że dzięki różnym programom resocjalizacyjnym większość wychowanek zakładu w Zawierciu po opuszczeniu poprawczaka nie powraca już do przestępstw, które wcześniej popełniały. Dziewczyny zaczynają wszystko od początku. Kończą szkoły, znajdują pracę, a potem zakładają rodziny.

podziel się:

Pozostałe wiadomości