- 20-go lutego weszliśmy z lokatorem do piwnicy ponieważ lokatorzy sygnalizowali, że tam śpią bezdomni. Bezdomnych nie było, ale była jakaś kobieta. Powiedziała, że tam sprząta, bo jej narzeczony kazał. Dwa tygodnie później, jak tam poszedłem, to piwnica była zamknięta na kłódkę. Zawołałem konserwatora. On przeciął kłódkę, zaglądamy tam, a tam leży ta kobieta. Zadzwoniłem po straż miejską, która stwierdziła, że nie wiedzą co z nią zrobić. Zadzwonili po pogotowie. Przyjechało pogotowie, zaproponowali jej, że ją zabiorą do szpitala, ale ona się nie zgodziła. Wszyscy odjechali. Poszedłem z tym na policję, ale oni też powiedzieli, że nic z tym nie mogą zrobić. Zaproponowali pójście do pomocy socjalnej. Pani z pomocy socjalnej przyszła z nami do tej kobiety, ale też stwierdziła, że nic nie może zrobić. I kobieta leży dalej w piwnicy – opowiada Zbigniew Figurski, przewodniczący wspólnoty mieszkaniowej. Czy pracownicy Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej znają panią Dorotę i otoczenie, w którym spędziła kilka ostatnich miesięcy? - Pracownik był tam ostatnio 15-go lutego, ale o tym, że ta kobieta przebywa w piwnicy ja nie wiem i myślę, że pracownik też o tym nie wie. Pracownik mógł być tam wtedy kiedy pani tam nie było. Pracownik socjalny nie jest detektywem – mówi Elżbieta Zylc, z-ca dyrektora OPS Dzielnicy Mokotów. Przebywająca w piwnicy kobieta jest brudna, zawszona, odwodniona, a rany na jej nogach grożą zakażeniem. Mimo, że nie zgadza się na leczenie szpitalne, wzywamy pogotowie ratunkowe, policję i straż miejską. Po interwencji pogotowia ratunkowego i policji Andrzej Chrzanowski, który zamykał kobietę w piwnicy, nie pojawiał się w swoim mieszkaniu i nie chciał z nami rozmawiać. Niestety służby do tego powołane zaczęły działać dopiero po naszej interwencji. Dziś pani Dorota nadal przebywa w szpitalu, a po jego opuszczeniu będzie kontynuowała leczenie w podwarszawskim ośrodku Monaru, na co wyraziła zgodę. OPS zawiadomił prokuraturę o popełnieniu przestępstwa.