- Córka chciała zdać maturę i wyjechać na studia. Pamiętam jej ostatnie słowa, dzień przed wypadkiem, ja powiedziałem: „Ola, zostań może w domu, poucz się do matury”. A ona: „Tato, chciałabym nadrobić zaległości covidowe, gdzie nie mogliśmy się spotykać. I chciałabym się teraz spotykać ze znajomymi” – przywołuje Mariusz Gzik, ojciec Aleksandry.
Dzień wypadku Aleksandry
Niedoszła maturzystka przechodziła przez pasy na skrzyżowaniu w centrum Łodzi, gdy z ogromną prędkością uderzył w nią ford kierowany przez taksówkarza - Michała P. Dziewczyna w ciężkim stanie trafia do szpitala.
- W szpitalu zobaczyłem Olę podłączoną do szeregu urządzeń ratujących życie. W pierwszej chwili chcieliśmy wziąć ją i wyjść stamtąd. Nie mogliśmy uwierzyć, że dzieje się to na serio – wspomina pan Mariusz.
- W żaden sposób się nie da tego opisać. Była rozpacz, łzy i złość na sprawcę – dodaje ojciec Aleksandry.
- Najchętniej naplułabym temu człowiekowi w twarz, nienawidzę go – przyznaje pani Aneta, matka Aleksandry.
- Pierwszego dnia po wypadku za wszelką cenę chciałem ustalić, gdzie on mieszka. Ale za chwilę spojrzałem na siedzącego obok syna – opowiada pan Mariusz.
- Lekarze nie dawali nam nadziei, mówili, że stan córki jest bardzo ciężki. Raz ciężki, raz bardzo ciężki. Ale jako rodzice wierzyliśmy, że Ola z tego wyjdzie i wszystko będzie dobrze. Że się wybudzi – mówią rodzice Aleksandry.
Kosztowna rehabilitacja
Ola przygotowywała się do matury w jednym z najlepszych łódzkich liceów. Dziś przebywa w ośrodku rehabilitacyjnym. Za jej leczenie rodzice płacą po kilkadziesiąt tysięcy złotych miesięcznie.
- Ola chciała studiować psychologię na Uniwersytecie Jagiellońskim. Teraz co prawda jest w Krakowie, ale na turnusie rehabilitacyjnym, a nie jako studentka – ubolewa pani Aneta.
- Nasze życie bardzo się zmieniło, wywróciło się do góry nogami. Ja jestem w Krakowie, a mąż z synem w Pabianicach. Na dzisiaj jestem wyłączona zawodowo, poświęcam się córce. Jestem z nią całymi dniami – dodaje matka Aleksandry.
Chcesz pomóc Oli? TUTAJ znajdziesz informacje>>>
Michał P. w momencie wypadku jechał z prędkością 89 km/h. To oznacza, że przekroczył dozwoloną prędkość prawie dwukrotnie. W zamian za to, że mężczyzna przyznał się do winy zaproponowano mu karę w zawieszeniu, co oznacza, że sprawca miał w ogóle nie trafić do więzienia.
- To jest porażka wymiaru sprawiedliwości. Czuję wściekłość – zaznacza ojciec Aleksandry.
Michał P. nie zgodził się na rozmowę z reporterem Uwagi!
A jak prokuratura tłumaczy swoje stanowisko?
- Prokurator miał na uwadze trudną sytuację podejrzanego, który w związku z wypadkiem stracił pracę taksówkarza. Zatrzymane zostało mu prawo jazdy. Pracę tę wykonywał od wielu lat, a posiada na utrzymaniu dwoje małoletnich dzieci. To, z pewnością miało wpływ na stanowisko prokuratora, który złożył taki wniosek – mówi Krzysztof Kopania z Prokuratury Okręgowej w Łodzi.
Niskie kary dla sprawców wypadków
Eksperci twierdzą, że tak niskie kary to już standard w polskim wymiarze sprawiedliwości.
- Prokuratury są bardzo obciążone sprawami, więc jeżeli uda się doprowadzić do dobrowolnego poddania karze, bądź też złożyć wniosek o taki wymiar kary i sąd to szybko klepnie, to dla prokuratorów jest to uwolnienie się od kolejnej sprawy. I mogą zająć się następną – tłumaczy Janusz Popiel, prezes Stowarzyszenia Pomocy Ofiarom Wypadków „Alter Ego”.
- Wbrew pozorom, takie sprawy w prokuraturze trafiają się często i zdarzają się często, tego rodzaju podejścia do tych spraw. Czasem nawet nie proponuje się kar w zawieszeniu za ewidentne złamanie prawa i wręcz prowadzi się śledztwa w takim kierunku, że przypisuje się winę ofierze – mówi Łukasz Zboralski, redaktor naczelny portalu BRD24.pl.
Sędziowie łagodnie traktują piratów. W zeszłym roku w sądach I instancji skazano 1118 sprawców groźnych wypadków. Prawie 80 procent wszystkich skazanych otrzymało karę w zawieszeniu.
O tym, jak traktowani są w Polsce piraci drogowi, przekonała się rodzina pani Stanisławy ze wsi Wilczyna pod Poznaniem. Rowerzystkę potrąciła jadąca z ogromną prędkością kobieta w alfa romeo. 75-latka zmarła na miejscu.
- Obrażenia były takie, że nie miała szans na przeżycie – mówi rodzina zmarłej.
- Gdyby mama zmarła w sposób naturalny, wtedy możliwa byłaby normalna żałoba, a my to na nowo na każdej rozprawie rozpatrujemy. Codziennie też przechodzę obok miejsca wypadku – mówi pani Róża, córka ofiary wypadku.
- Auto niesprawne, kierowca prawie dwukrotnie przekroczył prędkość i nie miał do tego uprawnień. A prokuratura chce roku w zawieszeniu na trzy lata. To jest śmiech – słyszymy od córki i syna pani Stanisławy.
- Za zwierzęta dostaje się więcej. Ona się tłumaczy, że ma dziecko. Ale nasza mama też miała dzieci, wnuki i była szczęśliwa – zaznacza pani Róża.
- Jeśli ktoś nie idzie do więzienia, a ewidentnie jechał 100 km/h przez wieś, kogoś zabił, to jaki to jest sygnał dla reszty społeczeństwa? Że można to robić? Że najłatwiej jest zabić kogoś samochodem i nie pójdzie się do więzienia? – zwraca uwagę Łukasz Zboralski.
- Musimy myśleć racjonalnie. Oczywiście tragedią było to, że zachowanie tej kobiety doprowadziło do śmierci innej osoby, to jest poza sporem. Stąd jest akt oskarżenia i zarzut wypadku ze skutkiem śmiertelnym, ale musimy brać pod uwagę wszystkie inne elementy – niekaralność. To, że ta osoba wyraziła w trakcie rozprawy skruchę – mówi Łukasz Wawrzyniak, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Łodzi.
Chcesz pomóc Oli? TUTAJ znajdziesz informacje>>>
Autor: wg
Reporter: Bartosz Józefiak