Dlaczego nikt nie zauważył dramatu pięcioletnich bliźniąt?

TVN UWAGA! 135497
Przez pięć lat dwóch chłopców bliźniaków nie wychodziło z mieszkania, bo ich rodzice uznali, że ich miejsce jest za regałem. Dzieci były niedożywione, z zanikami mięśni, a jeden z chłopców mierzył zaledwie 86 cm, tyle co roczne dziecko. Mimo wieku pięciu lat, obaj bliźniacy nadal używali pieluch. Dramat dzieci rozgrywał się dzień po dniu na oczach pozostałej piątki rodzeństwa. Pomimo tego, że chłopcy urodzili się w szpitalu, byli zarejestrowani u lekarza i mieszkali na dużym osiedlu, nikt z zewnątrz rodziny nie wiedział o dramacie dzieci.

Gigantyczne osiedle mieszkaniowe w Łomży. Osiem lat temu do jednego z bloków wprowadziła się nowa rodzina. Z biegiem lat dzieci przybywało, w sumie było ich siedmioro - wśród nich chłopcy – pięcioletni bracia bliźniacy. Jednak większość osób nigdy nie widziała bliźniąt, tylko pozostałe pięcioro rodzeństwa. - Ja znam piątkę innych dzieci z tej rodziny. Normalna rodzina. Tak jak my wszyscy, normalna rodzina. Nikt by się nie spodziewał, nikt nigdy nic nie wiedział - opowiada jedna z mieszkanek osiedla. W połowie maja, po uroczystości pierwszej komunii świętej, Miejski Ośrodek Pomocy Rodzinie w Łomży otrzymał anonimowe zgłoszenie o złym stanie zdrowia bliźniaków. Podjęto natychmiastową interwencję. - Pierwsze wrażenie było takie, że mieszkanie jest czyste. Te dzieci, które widziałam były zadbane, czyste. Wydawało się, że jest to normalna, przeciętna rodzina. Gdy spytałam się matki, czy są tam jeszcze bliźnięta, powiedziała, że tak i zaprowadziła nas za regał, gdzie znajdowały się bliźnięta. Te dzieci na nasz widok zaczęły przeraźliwie krzyczeć i płakać. Nie mogły one się uspokoić, dopóki nie wycofaliśmy się - mówi Anna Dzieniszewska z Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Łomży. Dziewięcioosobowa rodzina zajmuje 50-metrowe mieszkanie, składające się z dwóch pokoi z kuchnią. Miejsce, gdzie bracia bliźniacy spędzali większość czasu, to zaledwie kilkumetrowa przestrzeń za regałem zamykana barierką. - Matka powiedziała, że dzieci nie wychodziły na zewnątrz, ponieważ ona nie była w stanie wyprowadzać tych dzieci na podwórko, bo ma siedmioro dzieci i nie ma możliwości fizycznej chodzić z nimi na spacery, do piaskownicy – dodaje Anna Dzieniszewska. O istnieniu braci bliźniaków wiedzieli pracownicy z pobliskiej przychodni zdrowia. Jednak od czterech lat nie widzieli dzieci. Lekarz z przychodni pojechał tam na interwencję Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej. - Bliźnięta były niedożywione, z niską wagą ciała, z niskowzrostem. Jeden z bliźniaków ma zaniki mięśniowe. Jeśli chodzi o osłuchowe zmiany to nad sercem nic się nie słyszało patologicznego, płuca prawidłowe, brzuch wydęty, tak jak to dzieci niedożywione – mówi dr Ewa Orsicz, lekarz pediatra, przychodnia lekarska „OMEGA”. Mimo że lekarze nie badali bliźniąt przez cztery lata, nie wzbudzało to podejrzeń, ponieważ matka przychodziła do przychodni z innymi dziećmi. - Mama nam podpisała na kartach szczepiennych, że ona się zobowiązuje do przyjścia. Potem nie przyszła. Nie mamy takiej siły wykonawczej, żeby pójść do domu. Choć gdybyśmy podejrzewali patologię, to byśmy to zrobili, ale nikomu nie przyszłoby do głowy, żeby zajrzeć za szafę – dodaje dr Ewa Orsicz. Rodzice zgodzili się, by oddać bliźnięta do tymczasowej rodziny zastępczej. Pozostaną tam do czasu decyzji sądu rodzinnego, który ograniczy lub odbierze prawa rodziców do opieki nad dziećmi. Sprawą zajmuje się prokuratura, która prowadzi śledztwo w sprawie znęcanie się nad dziećmi i narażenia ich na niebezpieczeństwo utraty zdrowia lub życia. Po dzisiejszych badaniach lekarz stwierdził, że stan zdrowia bliźniąt poprawia się. W przyszłym tygodniu dzieci mają po raz pierwszy spotkać się z psychologiem.

podziel się:

Pozostałe wiadomości