Dlaczego chciał zabić swoją rodzinę?

TVN UWAGA! 3620374
TVN UWAGA! 134862
Człowiek grozi wysadzeniem w powietrze domu i własnej rodziny. Na miejsce przybywają negocjatorzy i antyterroryści - ta informacja w zeszły weekend zelektryzowała media w całej Polsce. Co było przyczyną takiego kroku, kim był desperat? Reporterowi UWAGI! udało się porozmawiać z jego żoną i matką....

- Od tygodnia już widziałam, że coś się dzieje bo zabijał okna i wszystkie meble mi porozwalał. Nas po pokojach pozamykał. Usiadł koło zlewu, przysunął sobie kuchenkę gazową, świeczki i zapałki poukładał. Córka uciekła przez okno. Jak to zobaczył, to syna złapał. Trzymał go za szyję i dusił go za szyję. Powiedział, że go nie wypuści, bo jak tak by się stało, to policja go zastrzeli. A mi kazał stać przy drzwiach i się nie ruszać - opowiada Iwona, żona Zbigniewa L. Po kilku godzinach negocjacji do akcji wkroczyli antyterroryści, obezwładnili sprawcę i uwolnili przetrzymywanych domowników. W trakcie rozmowy z negocjatorem Zbigniew L. nie potrafił wyjaśnić motywów działania. - On powiedział, że tak naprawdę chodziło o jego osobistą sytuację. O jego relacje z bliskimi i otoczeniem. W grę wchodziła także sytuacja materialna i fakt, że utracił pracę - mówi podkom. Sławomir Konieczny, Komenda Wojewódzka Policji w Gorzowie Wilekopolskim. Zbigniew L. razem z żoną i trójką dzieci mieszkał w domu wspólnie ze swoją matką. Problemy zaczęły się po śmierci ojca, kiedy trzeba było uregulować sprawy majątkowe. Główny problem stanowił dom. Rodzina zamiast porozumieć się w sprawie podziału nieruchomości postanowiła konflikt rozwiązać na drodze sądowej. Pan Zbigniew zaczął też rozbudowę domu na, którą nie godziła się matka. - Nie wytrzymał tej presji. Tu pieniądze, tu banki dzwonią. Mówił, że już nie ma siły, nie ma nerwów. On nawet poszedł z córką do mamy prosić, żeby pozwoliła nam się dobudować, bo nam jest ciasno. Mama nie chciała, powiedziała, że ona to spłacała i że to jest jej - mówi opowiada Iwona, żona Zbigniewa L. - Nie było można się dogadać. Ja płaciłam światło i wszystko. Oni przez 18 lat tylko mieszkali. Ale ich nie wyganiałam - broni się Irena, matka Zbigniewa L. Małżeństwo Państwa L. było bardzo zgodne. Ślub wzięli 19 lat temu, wkrótce pojawiła się córka Anna. Potem dwóch synów. Pan Zbigniew miał jednak problemy zdrowotne. Zaczął się leczyć i szybko otrzymał grupę inwalidzką. Lekarze wykryli u niego schizofrenię. - Brał systematycznie leki, kontrolował, na kontrolę mu kazała przyjeżdżać. No i było bardzo dobrze. Nie było, że on mnie prześladował, czy ja jego, czy tam co... No teraz coś się zrobiło, no i tak się... Ja już tak zauważyła,że on albo leków nie bierze, bo tak to wyglądało, bo wiedziałam, że jak brał leki, to był spokojny, wyciszony, cichy. A teraz, ten głos uniesiony, krzykliwy, nadpobudliwy - opowiada Irena, matka Zbigniewa L. - Od 2009 roku zaczęły się te sprawy o przyjęcie spadku. Już wtedy nic nie brał. Mówił, że tabletki go otumaniają. Ale nic nie było gorzej. Zawsze się uśmiechał, zawsze na weselach był wesoły, porozmawiał. Nic nie wskazywało, że coś jest nie tak - mówi Iwona, żona Zbigniewa L. Jednak Zbigniew L. zdecydował się na desperacki czyn i naraził swoją rodzinę na niebezpieczeństwo. Na szczęście nikt nie ucierpiał. Mężczyzna trafił na trzy miesiące do aresztu. Grozi mu do 15 lat więzienia, o ile biegli uznają, że był poczytalny.

podziel się:

Pozostałe wiadomości