Historię zdesperowanych mieszkańców wsi, którzy przetwórnię śmieci mają zaledwie 60 metrów od swoich domów, opowiedzieliśmy w UWADZE! przed tygodniem. W kilkadziesiąt godzin po emisji reportażu, wybuch tam ogromny pożar. - Zauważyłam go o 4 rano. Od tamtej pory do godziny 16 następnego dnia nikt nie dał nam żadnych maseczek. Niczego! – mówi mieszkanka Dąbrówki Wielkopolskiej, Danuta Dziekoń. Ludzie byli przerażeni, plastikowe butelki podczas pożaru wybuchają. – Zadymienie było tak duże, że musieliśmy się wyprowadzić z domu – mówi Joanna Wrzyszcz.
Strażacy wyliczają, że od 2010 roku jest to 6 pożar w zakładzie. - O wszystkich jesteśmy zawiadamiani! – przekonuje Dariusz Paczesny z Państwowej Straży Pożarnej w Świebodzinie. Mieszkańcy mówią, co innego. – My bardzo często widzimy, że tam się pali, dymi a oni sami to gaszą. To są samozapłony, nie zawsze wzywają straż – mówi Wrzyszcz.
Tym razem przetwórnia śmieci pali się już od tygodnia. Mieszkańcy musieli być ewakuowani. Właścicielem zakładu jest Holender, firma na miejscu ma swojego prokurenta. Mimo wielu prób nie udało nam się z nim umówić. Lekceważy także, od lat protestujących przeciwko przetwórni śmieci, mieszkańców wioski. Kilka dni po pożarze, zdesperowani ludzie zażądali rozmowy z lokalnymi władzami. Kiedy jeden z mieszkańców zapyta wprost, czy zakład straci zgodę na działalność, na sali rozległy się oklaski. – Jeżeli wniosek o pozwolenie na budowę spełnia wszelkie wymogi, to naczelnik wydziału budownictwa nie ma prawa takiego pozwolenia nie wydać – odpowiadał Zbigniew Szumski, starosta Powiatu Świebodzińskiego. A na sali rozległo się buczenie. Starosta przekonywał, że w sprawie zakładu wszelkie procedury zostało zachowane. Wyliczał: jego funkcjonowanie jest zapisane w planie zagospodarowania przestrzennego, sporządzono raport oddziaływania na środowisko oraz została wydana decyzja środowiskowa. – Te wszystkie warunki zostały spełnione! – zaklinał się starosta.
Rzecz w tym, że już w poprzednim reportażu wykazaliśmy, że to nie prawda. Raport na temat wpływu zakładu na środowisko zawierał, bowiem, nieprawdziwe stwierdzenia. Biegły, który równocześnie był pracownikiem Inspektoratu Ochrony Środowiska, napisał w nim m.in., że w bezpośrednim sąsiedztwie przetwórni śmieci nie ma domów, ani żadnej sieci hydrologicznej. Na podstawie tego raportu zakład został dopuszczony do funkcjonowania. Urzędnik, który podpisał się pod dokumentem, wciąż pracuje. – W tej sprawie prowadzone jest postępowanie wyjaśniające przez wojewódzką inspektor ochrony środowiska – mówi nam Wojciech Konopczyński z wojewódzkiego inspektoratu ochrony środowiska w Zielonej Górze. Również sam WIOŚ spodziewa się kontroli. Jego działalność wobec przetwórni śmieci skontroluje Główny Inspektorat Ochrony Środowiska. – Mamy zapowiedzianą taką kontrolę – przyznaje Konopczyński. I przekonuje, że inspektorat nie przygląda się sytuacji w Dąbrówce bezczynnie. - - Postawiliśmy pobornik pyłu, który będzie badał skład dymu, który się wydobywa z tego składowiska – opowiada.
Jak duże jest prawdopodobieństwo, że zakład zostanie zamknięty? - Bardzo duże – mówi Konopczyński.
Prokuratura prowadziła dotąd dwie sprawy związane z pożarami zakładu w Dąbrówce. W pierwszej biegli nie doszli, czy było to podpalenie czy samozpałon. W drugim przypadku ustalono, że śmieci zostały podpalone, ale postępowanie umorzono z powodu niewykrycia sprawcy. Jest także kolejna sprawa z zawiadomienia mieszkańców Dąbrówki. W 2014 roku ochrona środowiska zaleciła burmistrzowi, by wszczął postępowanie administracyjne w sprawie usunięcia odpadów, na które zakład nie miał pozwolenia. - Litera przepisu jest oczywista: jest zalecenie, które nakazuje wykonanie takiej czynności przez funkcjonariusza publicznego, w tym wypadku burmistrza. I to nie zostało wykonane – mówi Zbigniew Fąfera z prokuratury okręgowej w Zielonej Górze.
Po kilku dniach od wybuchu pożaru mieszkańcy Dąbrówki mogą wracać do domów. Ale na własna odpowiedzialność. - Nie wiem, co będzie. My naprawdę mamy tego dosyć! I niech nam nikt nie mówi, że ten dym jest bez toksyn. Tak usłyszeliśmy na spotkaniu: „Bez toksyn. Ale chodźcie w maskach i nie wypuszczajcie zwierząt!”. Chyba nikt nie jest ślepy na to, co się dzieje? To jest realne zagrożenie dla nas – mówi mieszkanka Dąbrówki Wielkopolskiej, Estera Mania. Insekty, które rozlazły się po wsi z powodu działalności zakładu i które były powodem naszej pierwszej wizyty u mieszkańców wsi, zdążyły się już rozmnożyć. – Ja sobie nie wyobrażam sobie, że ta sytuacja miała trwać. Jesteśmy gotowi zablokować drogę, kiedy do tego zakładu będą jechały śmieci! – zapowiada twardo Joanna Wrzyszcz. -
Pożar ma być dogaszany jeszcze przez dwa dni. Mieszkańcy zapowiadają, że od przetwórni śmieci będą się domagać wysokich odszkodowań.