Klinika szczyciła się tym, że operacje kolan stoją tam na najwyższym poziomie. Nagrania, jakie zrobiliśmy ukrytymi kamerami przy pomocy podstawionych - i zdrowych osób - wykazały, że każdy pacjent kliniki słyszał niemal identyczną diagnozę – uszkodzenie łękotki przyśrodkowej. Po emisji reportaży w UWADZE! Ministerstwo Zdrowia i NFZ wysłały do kliniki kontrole. Inspekcje potwierdziły nasze przypuszczenia, że w szpitalu namawiano pacjentów do płacenia za zabiegi mimo, że były refundowane. Kontrole wykazały też manipulowanie tkankami użytymi do przeszczepów. Do naszej redakcji zgłosiło się kilkudziesięciu byłych pacjentów szpitala. Wielu z nich do dziś ma kłopoty ze zdrowiem. Jedną z tych osób jest pan Marcin, szef firmy reklamowej. Dwa lata temu trafił do szpitala z zerwanym więzadłem w kolanie. - Trafiłem na początku do szpitala na Lindleya. Tam zaproponowano mi, że zabieg, który mnie czeka mogę przeprowadzić w klinice w Legionowie. Wiązało się to oczywiście z dodatkowymi kosztami, według informacji, które wtedy otrzymałem była to kwota siedmiu tysięcy złotych, którą trzeba było przeznaczyć na bioresorbowalne śruby oraz allograft, czyli z banku tkanek pobrane ścięgna. Operacja, według lekarza, się udała. Ale po ośmiu miesiącach od przeszczepu ten przeszczep się zerwał – opowiada Marcin. Pan Marcin poddał się drugiej operacji, oczyszczającej zoperowane w klinice kolano. Wtedy mężczyzna zorientował się, że w jego dokumentacji medycznej jest niewytłumaczalny błąd. - Według pierwszej karty informacyjnej pobrano tkankę własną z mojej nogi, co jest kuriozalną sytuacją, gdyż nikt o to mnie nie pytał. I druga karta, która jest świadczy, że allograft miałem jednak założony. Więc jednak karta wyklucza zupełnie to, co jest napisane w drugiej karcie – wyjaśnia pan Marcin. Kontrolerzy z resortu zdrowia po emisji UWAGI! wzięli pod lupę wszystkie operacje, gdzie do zabiegu użyto przeszczepów pochodzących od zmarłych. - Wnioski pokontrolne są takie, że w tej klinice dochodziło do nieprawidłowości, m.in. do dzielenia tkanek. Jest przykład taki, gdzie jedna tkanka została podzielona na trzy osoby – mówi Krzysztof Bąk, rzecznik prasowy Ministerstwa Zdrowia NFZ po zakończonej kontroli do byłych pacjentów kliniki wysłał ponad 4,5 tys. ankiet z pytaniami dotyczącymi pobytu w szpitalu i ewentualnych płatności, jakie placówka wymagała od pacjentów. - To skargi pacjentów skutkowały dwoma, przeprowadzonymi w zeszłym roku, kontrolami. Obie kontrole potwierdziły fakt pobierania opłat od pacjenta i od NFZ. Na podstawie tych skarg przeprowadziliśmy kontrolę doraźną, która po raz kolejny potwierdziła to podwójne finansowanie. W związku z tym podjęliśmy decyzję o skierowaniu sprawy do prokuratury, a w dalszej kolejności o rozwiązaniu konraktu – mówi Agnieszka Gołąbek, rzeczniczka prasowa Narodowego Funduszu Zdrowia. - Śledztwo jest wszczęte w wyniku zawiadomienia złożonego przez osobę fizyczną, w kierunku wyłudzenia od osób fizycznych, od pacjentów tej kliniki, dodatkowych świadczeń pieniężnych. Prokurator zabezpieczył dla potrzeb postępowania około 300 dokumentacji medycznych i trwają przesłuchania osób, których ta dokumentacja dotyczy. Są to, z reguły, osoby pokrzywdzone. Będziemy badać tę dokumentację również za pośrednictwem biegłych, także tutaj prokurator kompleksowo będzie badał okoliczności działania tej kliniki – mówi Renata Mazur, rzeczniczka Prokuratury Rejonowej Warszawa Praga. Jednym z pacjentów, których dokumenty ze szpitala zabrała prokuratura, jest Paweł Kassyk z Warszawy. Dwa lata temu zerwał więzadło w kolanie. Rekonstrukcję zdecydował się zrobić w klinice. Zapłacił 9 tys. zł. Przeszczep wytrzymał zaledwie 8 miesięcy. Paweł zdecydował się na drugi zabieg, także płatny. Nowe więzadło zerwało się po roku. - Pojawiła się u mnie myśl, o tym, że to te operacje były nieudane. Nie poszedłem jednak znowu do tej kliniki, bo przestałem im ufać – mówi Paweł Kassyk. Pan Paweł złożył także skargę na działanie szpitala do NFZ. Wtedy nieoczekiwanie zadzwonił do niego związany z placówką radca prawny Piotr K. i poprosił o rozmowę. Pacjent się zgodził, a na spotkanie zabrał dyktafon. - Myślałem, że będą chcieli mnie zastraszyć. Ja nie chciałem się zgodzić na ich propozycje, bo byłaby to forma pomagania komuś, kto zabrał mi dwa lata życia – wyjaśnia Paweł Kassyk. Sprawą prawnika zajęła się okręgowa izba radców prawnych, która ma zbadać, czy proponując pieniądze nie złamał on zasad etycznych swojego zawodu. Pieniądze proponowano także naszym dziennikarzom. W czasie realizacji reportażu oferowano łapówkę za to, by nie zajmowali się sprawą kliniki. - Prokurator obejrzał wszystkie materiały poświęcone tematyce tej kliniki i na podstawie samego programu można rozważać zachowania nieetyczne. Natomiast sam ten materiał nie dał podstawy do tego, aby prokurator przełożył to na materiał dowodowy czy uznał, że doszło do popełnienia przestępstwa – mówi Renata Mazur. Skoro prokuratura nie widzi złamania prawa ani w próbie przekupstwa dziennikarza, ani pacjenta, to klinika może spokojnie działać dalej. Jej szef, dr Jerzy J. zagroził UWADZE! pozwem sądowym i odmówił jakichkolwiek kontaktów z nami. Nie chciał odnosić się do zarzutów stawianych przez pacjentów, którzy zgłosili się do naszego programu. Już po nagraniu reportażu Paweł Kassyk dowiedział się, że operacje jego kolana przeprowadzone w tej klinice zostały przeprowadzone niewłaściwie. Czekają go więc kolejne zabiegi. NFZ odebrał klinice wart 9 milionów złotych kontrakt. W sądzie czeka już pozew przeciwko niej o odszkodowanie i zwrot kosztów za nieudane operacje. Kolejne pozwy trafią tam prawdopodobnie już niebawem. Poszkodowani przez klinikę nie wykluczają także złożenia pozwu zbiorowego.