Pani Jolanta pozostawiła swojego męża w zamkniętym ośrodku leczenia alkoholików. Po miesiącu mąż nie miał ochoty na kontakt z rodziną. Zaniepokojona kobieta, nie wiedząc, co dzieje się w placówce zwróciła się do nas z prośbą o pomoc. Ośrodek leczenia alkoholików w Sieprawicach ogłasza się jako katolicki. Siostra Lidia przez telefon informuje nas, że jej terapia różni się od innych, bo opiera się na Bogu. - Leczenie kosztuje tysiąc zł, bo nie dostaję dotacji od państwa – mówi siostra Lidia. – Przez pierwsze trzy miesiące komunia święta, modlitwa, adoracja i czytanie Pisma Świętego. Już pierwszego dnia pobytu w ośrodku siostra pobiera pieniądze za leczenie uzależnionego, zabiera jego dowód osobisty i telefon komórkowy, co ma uniemożliwić kontakt ze światem zewnętrznym. Jej zdaniem terapia uzależnionego powinna trwać, co najmniej pół roku. W ośrodku panują fatalne warunki. Pacjenci śpią na metalowych, piętrowych łóżkach, 12 mężczyzn korzysta z jednej łazienki. Wszędzie jest brudno, a jedzenie, które odnajduje reporter w spiżarni jest przeterminowane. W stojących w spiżarni kartonach można znaleźć kaszę z robakami. Siostra Lidia, dzięki temu, że chodzi w habicie, pozyskuje od darczyńców spore zapasy żywności. Niestety, najczęściej przeterminowanej. Nie ma tu lekarzy ani zajęć terapeutycznych. Siostra Lidia jest jedyną osobą zajmującą się ośrodkiem i tylko ona prowadzi zajęcia z przebywającymi tu alkoholikami. Kiedy zostajemy sami, ci otwarcie mówią, że czują się przez nią zastraszani i manipulowani. - To manipulatorka – mówią pacjenci ośrodka. – Zmienia twarze kilka razy dziennie. Manipuluje naszymi rodzinami i podaje nam relanium. Każdy dzień w ośrodku zaczyna się od mszy świętej, w której obowiązkowo biorą udział wszyscy pacjenci. Mszę, na polecenie siostry Lidii, odprawia ksiądz, który został tu skierowany na terapię antyalkoholową przez swoich przełożonych. - W ciągu ośmiu lat było tu trzech księży – mówi siostra Lidia. – Ten, który odprawia mszę teraz – jest czwarty. – Jest najlepszy z nich. Był już wyrzucony z zakonu, był wśród świeckich. I to może się powtórzyć, bo ma bardzo obniżoną inteligencję. Modlitwa w ośrodku zajmuje sześć godzin dziennie. Siostra stosuje ją zarówno jako nagrodę, jak i pokutę. Monotonię życia w ośrodku przerywają nieliczne zajęcia dla pacjentów. Siostra w ramach terapii uczy ich robienia… leczniczych nalewek z aloesu. - Znalazłam ten ośrodek za pośrednictwem Radia Maryja – mówi Jolanta, żona alkoholika z ośrodka w Sierpawicach. – Terapia miła polegać na tym, żeby zbliżać człowieka do Boga i decydująca tu jest modlitwa. Myślałam, że wyciszenie, spokój i modlitwa przyniosą efekty. Niektórym udało się w ośrodku wytrzymać nawet kilka miesięcy, ale o siostrze Lidii wszyscy mają podobne zdanie. - To jest antyterapia – mówi Roman Wiśniewski, alkoholik, który przebywał w ośrodku w Sieprawicach. – Tam nie było żadnej terapii, to były rekolekcje, nie było tam żadnych specjalistów i żadnych terapeutów.