Czy Nikolina z rodzeństwem wróci do domu?

TVN UWAGA! 136519
"Będziemy walczyć o nasze dzieci. Nie oddamy ich do żadnej placówki. Rodzina zastępcza nigdy nie będzie lepsza, niż rodzina biologiczna" - tymi słowami do swoich racji przekonywali nas rodzice z Białegostoku, którzy w ubiegłym tygodniu skontaktowali się z nami prosząc o pomoc.

Był poniedziałkowy wieczór. Podczas dyżuru po programie otrzymaliśmy wiadomość, że na reporterów Uwagi przed budynkiem telewizji czeka sześcioosobowa rodzina. Przyjechała z Białegostoku. Uciekła przed decyzją sądu, który postanowił umieścić ich dzieci w domu dziecka. Postanowiliśmy im pomóc. - Nie oddam dzieci. Nie wiem, czy to dobre wyjście – mówił Artur Szukiel. – Wiem, jaki będzie scenariusz: państwo ich zabierze, być może wychowa, być może da jakiś start, ale w tym momencie ja się czuję zbędny jako ojciec tej rodziny, głowa tej rodziny. Nie nadaję się w takim razie do niczego. O rodzinie Szukielów cała Polska usłyszała w połowie maja. Trzy tygodnie temu wiadomością dnia było zaginięcie ich najmłodszego dziecka - trzyletniej Nikoli. Wieczorem bez opieki wyszła z domu do osiedlowego sklepu. Na podwórku zaczepił ja bezdomny. Chwycił za rękę i zaprowadził do bloku obok do meliny. Dziecko znaleziono tam następnego dnia rano. Na szczęście nikt go nie skrzywdził. Po tym wydarzeniu kurator, który opiekuje się rodziną Szukielów, zaczął się jej bardziej przyglądać. Szukielowie nie pracują, utrzymują się z pomocy ludzi i zasiłku rodzinnego. O pomoc w staraniach o odzyskanie dzieci Artura i Doroty, poprosiliśmy Beatę Mirską ze Stowarzyszenia Damy Radę. Dla niej historia rodziny Szukielów jest typowa. Potrzebujących pomocy, niezaradnych rodzin jest w Polsce bardzo dużo. Beata Mirska wytłumaczyła rodzinie, że musi poddać się postanowieniom sądu by móc odzyskać dzieci. Nie mogą ukrywać się przez całe życie, należy pisać odwołania i rozmawiać z sędziami. Trzeba pokazać, że sytuacja rodziny się zmieniła. Artur Szukiel zadzwonił od razu do sądu rodzinnego pytając co zrobić by odzyskać dzieci. Polecono mu zaskarżyć postanowienie do sądu. - To jest tylko postanowienie zabezpieczające – mówi sędzia Joanna Toczydłowska z sądu rejonowego w Białymstoku. – Właściwie po to, by zapewnić dzieciom bezpieczne miejsce do czasu dokładnego zapoznania się sądu z sytuacją. Nikt nie kwestionuje tego, że są to kochający rodzice i jest między nimi a dziećmi więź. Dotychczas natomiast nie można było z rodzicami współdziałać. Rodzina Szukielów dzięki naszej mediacji wróciła do Białegostoku. Z powrotu najbardziej zadowolone były dzieci. Wracały przecież do swoich zabawek, pokoju, podwórka. Wchodząc do mieszkania tylko dzieci nie były świadome tego, że za kilka godzin będą musiały rozstać się z rodzicami na co najmniej kilka tygodni. Zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami Artur Szukiel wspierany przez Beatę Mirską i naszą ekipę, odwiedził kilka białostockich urzędów i instytucji. Szukał wymiernego wsparcia. Dzięki nam wie, że przekona do siebie sąd, jeśli będzie miał stałą pracę i ustabilizowaną sytuację mieszkaniową. Późnym wieczorem Dorota i Artur odwieźli dzieci do domu dziecka. Nie było to dla nich proste zadanie. Cała rodzina mocno to przeżyła. Stowarzyszenie Damy Radę opiekuje się rodziną Szukielów. Sąd w Białymstoku otrzymał zażalenie od postanowienia o odebraniu dzieci. Do akt sprawy dołączono również poręczenie stowarzyszenia, że będzie wspierać rodziców w utrzymaniu, i wychowywaniu dzieci. Prawdopodobnie dopiero 16 czerwca sąd rodzinny w Białymstoku rozstrzygnie o losach rodziny Szukielów. Do tego czasu Nikola, Filip, Karolina i Marcin będą w domu dziecka. Rodzeństwo jest w jednej sali. Rodzice mogą ich odwiedzać i przebywać z nimi niemal przez cały dzień. Pojawili się też kolejni ludzie, którzy chcą pomóc tej rodzinie. Ksiądz z okolic Wyszkowa zadeklarował, że od lipca zatrudni oboje rodziców i da im mieszkanie.

podziel się:

Pozostałe wiadomości