Siedem lat temu na lekcji wf-u, 14-letnia wówczas Sylwia nagle upadła na ziemię. Jak się miało potem okazać, przyczyną było zatrzymanie krążenia. Nauczycielka, która przeszła kurs udzielania pierwszej pomocy – w praktyce była kompletnie bezradna. Ograniczyła się do przyłożenia dziewczynce zimnego kompresu do czoła i wezwania pogotowia.
- Sprawdzała podobno tętno. Puls był niewyczuwalny. Córka dostała drgawek i robiła się sina. Przyjechało pogotowie i dopiero przy trzecich elektrowstrząsach pobudzili jej krążenie. Ale przytomności już nie odzyskała. W tym stanie zabrano ją na OIOM – opowiada Małgorzata Marchewka, matka Sylwii.
Dziewczyna, w wyniku niedotlenienia mózgu, doznała czterokończynowego porażenia. Od tamtej pory wymaga całodobowej opieki i ciągłej, kosztownej rehabilitacji.
- Szkolenie pierwszej pomocy się odbyło. Wszyscy dostali dokument potwierdzający ukończenie kursu. Ja zawsze chcę dobra dziecka. Mi zależy, by temu dziecku pomóc, a nie roztrząsać czy to szkolenia miało taki przebieg czy inny – mówi Zenon Kubat, były dyrektor gimnazjum w Opatowie.
Problem ten jednak roztrząsała prokuratura. W stan oskarżenia została postawiona nauczycielka wf-u, która nie przeprowadziła reanimacji. Po kilku latach wydano jednak wyrok uniewinniający.
- Ustalenie sądu jest takie, że to szkolenie było szkoleniem pobieżnym i teoretycznym. Ciekawe w tym jest to, że ta sprawa nie jest regulowania. Nie ma w przepisach prawa takiej normy, która by wskazywała, że w trakcie szkolenia nauczyciel wychowania fizycznego powinien się nauczyć jak powinna wyglądać reanimacja – wyjaśnia Rafał Olszewski, wiceprezes Sądu Okręgowego w Częstochowie.
Ludzie zajmujący się ratownictwem zawodowo uważają jednak, że brak regulacji jest niedopuszczalny.
- Polskie Towarzystwo Medycyny Ratunkowej od szeregu lat wyrażało swoje zdanie mówiące o tym, że nauczyciele, opiekunowie, powinni być zobowiązani do posiadania umiejętności tak zwanej rozszerzonej pierwszej pomocy. W wielu krajach taki obowiązek istnieje. A u nas myślę, że są pewne opory środowiskowe, bo to nakazuje jednak kształcenie. Ja myślę, że ten strach i ten opór bierze się po prostu z nieświadomości – mówi Juliusz Jakubaszko, prezes Polskiego Towarzystwa Medycyny Ratunkowej.
Choć w sprawie karnej nauczycielka została uniewinniona, mama Sylwii domaga się w procesie cywilnym odszkodowania od gminy - jako instytucji, która odpowiada za szkołę. Żąda około miliona złotych.
- Jestem bardzo zadłużona. Musimy dostać jakąś pomoc, bo nie wyobrażam sobie dalej tego ciągnąć. Musimy mieć pieniądze na jej potrzeby i rehabilitację, bo to, co ja jej zapewniam, to takie minimum – mówi Małgorzata Marchewka, matka Sylwii.
Sprawa o odszkodowanie jest w tej chwili odroczona. Biegli mają zbadać stan zdrowia Sylwii. Nauczycielka wf-u, która nie przeprowadziła reanimacji wciąż pracuje w tej samej szkole.