Pan Andrzej chorował od dawna. Z licznych dolegliwości najgroźniejszą był nieuleczalny zanik mięśni, który zmusił mężczyznę do przejścia na rentę. W sierpniu tego roku zaczęły go dodatkowo męczyć uporczywe bóle głowy. Matka pana Andrzeja wzywała często pogotowie, ponieważ ból syna był nie do zniesienia. Zaczynał nawet czasem mówić od rzeczy. Nigdy nie stwierdzono, co może być przyczyną dolegliwości. Lekarze ze szpitala MSWiA w Olsztynie mówili, że ból może mieć podłoże nerwowe, tudzież promieniować od kręgosłupa. Cztery dni po kolejnej wizycie w szpitalu pan Andrzej upadł i zapadł w śpiączkę. Chcieliśmy ustalić dlaczego nigdy nie hospitalizowano chorego. Szpital MSWiA w Olsztynie początkowo wydał zgodę na rozmowę. Kiedy reporter przybył na miejsce, dyrektor zakazał filmowania. Unikał także odpowiedzi na każde zadane mu pytanie dotyczące zaniedbań w leczeniu pacjenta. - Nie wiedziałam jak mu pomóc – mówi matka pana Andrzeja, Janina Knyt. – Skoro wzywam pogotowie, lekarz lekceważy, to co można zrobić? Pewnego dnia Andrzej się potknął na schodach i upadł. Powiedział, żeby nie wzywać pogotowia, bo nic się nie stało. Następnego dnia chcieliśmy go obudzić, a on wcale nie reagował. Nieprzytomny mężczyzna trafił tym razem do Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego. Badanie tomograficzne wykazało urazy głowy, które spowodowały u niego stan śpiączki. Tu nikt nie obawiał się rozmawiać z nami przed kamerą. - Pacjenta przyjęto w stanie bezpośredniego zagrożenia życia – mówi Anna Barczewska, specjalista neurolog. – Po stabilizacji stanu klinicznego został przekazany z intensywnej terapii do nas. Miał niedowład czterokończynowy. Nie mógł poruszyć ręką ani nogą. Był też wyniszczony. Po kilkunastu dniach przebywania na oddziale neurologicznym na ciele pacjenta pojawiły się odleżyny, które z czasem zaczęły się pogłębiać. Rodzina pana Andrzeja uważa, że powodem ran był brak należytej opieki. - Pacjent leżał na łóżku, na materacu przeciwodleżynowym zmiennociśnieniowym – odpiera zarzuty Marta Rusin, pielęgniarka oddziałowa neurologii. – Miał też udogodnienia: wałki, kliny, środki pielęgnacyjne, nacieranie skóry i masaż, zmiana pozycji ciała. Inne zdanie na temat opieki nad bratem ma pani Danuta. - Jak ja tam wchodziłam sam zapach świadczył o tym, że przy odleżynach nic nie było robione. Jak zgniłe mięso. Rodzina utrzymuje, że nigdy nie można było doprosić się ani pielęgniarki ani lekarza, by zajęli się pacjentem. Personel szpitala nie ma zaś sobie nic do zarzucenia. Oświadczają, że zrobili wszystko by pomóc pacjentowi. Utrzymują, że stan ogólny pana Andrzeja sprzed urazu był już poważny. W szpitalu uznano, że panu Andrzejowi już pomóc nie można. Przeniesiono go do ośrodka opieki paliatywnej, gdzie wreszcie otrzymał należytą opiekę. Personel placówki był przerażony jego stanem. Miał odleżyny od drugiego do czwartego stopnia. - Mamy w naszym zakładzie od 2000 roku pacjentkę leżącą, w stanie wegetatywnym – mówi Hanna Chwesiuk, dyrektor Centrum Opieki Długoterminowej i Rehabilitacji w Olsztynie. – Ona nie ma żadnej odleżyny. Można zapobiec tym urazom przy dobrej opiece. To nie koniec dramatu pana Andrzeja. Okazuje się, że nie może zostać w miejscu, gdzie okazano mu ciepło i serce. Kwalifikuje bowiem się bardziej do zakładu leczniczego. Jest ciężko chory, a przebywa w zakładzie pielęgnacyjnym. Niestety, według dyrektorki ośrodka i rodziny żaden szpital nie chce przyjąć pana Andrzeja. Przepychanki trwają, a los pana Andrzeja jest nadal niepewny. Nadal znajduje się on w ośrodku, gdzie nie ma wystarczającej opieki medycznej. Sprawę wcześniejszych zaniedbań bada prokuratura. - Wiem, że już go tracę. Powrotu do zdrowia nie ma – płacze matka chorego. - On się kończy. Tylko dlaczego w takich cierpieniach?