Alicja K. pochodzi z rozbitej rodziny. Jej matka odeszła od męża alkoholika i założyła nową rodzinę. Dziewczyna ma jeszcze troje rodzeństwa, jednak według matki to ona sprawiała problemy wychowawcze, które zaczęły się, gdy chodziła do gimnazjum Była w czterech różnych placówkach, z każdej wiele razy uciekała. - Trafiła do ośrodka za niechodzenie do szkoły, wagary, ubliżanie policji. Każdy się stara być dobrym rodzicem, ale nie zawsze się udaje – tłumaczy Barbara Syroka, matka Alicji. Kiedy Alicja K. stała się pełnoletnia, zakończył się nadzór sądu rodzinnego nad nią. Zdecydowała wtedy, że zamieszka z ojcem, jednak bywała u niego tylko co kilka dni. Nie chciała też mieszkać ze swoją matką i rodzeństwem. - Lubiła imprezy i takie tam rzeczy. Lubiła się pobawić po prostu. Zła dziewczyna taka nie była, po porostu była zagubiona. Nie miała pomocnej ręki, na przykład od rodziców. Zawsze narzekała na swoich rodziców, że tata pijak, że mama nie interesuje się nią, że ma ją po prostu gdzieś. Ale do głowy by mi nie przyszło, że ona byłaby zdolna do czegoś takiego. Nie spodziewałam się tego po niej – mówi Sylwia, znajoma Alicji. Nastolatka często była widywana z osobami, znacznie od niej starszymi. Imponowało jej to. Ostatnie dni przed tragiczną nocą spędziła w towarzystwie kolegi, starszego o od niej o kilka lat. - Ona była ze mną trzy dni praktycznie, spaliśmy u mnie, tutaj gdzieś na spacery wychodziliśmy. Ja ją później odprowadziłem o 18 na przystanek, ona wsiadła do autobusu, miała jechać do ojca, do domu. I później w nocy zaczęła dzwonić. Roztrzęsiona była strasznie. Płakała i się rozłączała po pięciu sekundach. Płakała, płakała, dzwoniła parę razy. Nie wiedziała, jak się zachować po prostu, nie wiedziała, co zrobić. Nie miała do kogo się zwrócić o pomoc. Ja słyszałem tam jakieś głosy dwóch facetów, czy coś. Jak dzwoniła, to słyszałem, że dwie osoby, dwóch chłopaków rozmawiało ze sobą – opowiada kolega Alicji. Dopiero, gdy dziewczyna wytrzeźwiała, śledczy mogli odtworzyć przebieg wydarzeń tamtej nocy. W chwili zatrzymania Alicja K. miała we krwi ponad dwa promile alkoholu. Ustalono, że wracając do domu, skorzystała z „okazji”. Nieznajomy mężczyzna zaoferował jej podwiezienie, wcześniej jednak pojechali do jego kolegi. Pojawił się alkohol i dziewczyna postanowiła zostać u dopiero co poznanego mężczyzny. - Wiele wskazuje na to, że uderzenia zadawane były z dużą siłą. Świadczy chociażby o tym głębokość rany zlokalizowanej na klatce piersiowej, było to 10 cm. Ponadto biegły podczas sekcji stwierdził ranę kłutą pleców, ujawniono też ranę twarzy, nogi. Wszystko to wskazuje, że uderzenie były zadawane bardzo emocjonalne, może wręcz w amoku – mówi prokurator Krzysztof Kopania, Prokuratura Okręgowa w Łodzi. Ofiarą jest 32-letni Łukasz M. Sąsiedzi słabo go znali. Mówią, że był bardzo zamknięty w sobie. Od roku, gdy jego partnerka odeszła, a dzieci trafiły do rodziny zastępczej, mieszkał sam. Nastolatce grozi dożywotnie więzienie. Jak się dowiedzieliśmy, prokuratura zbada czy Alicja K. działała w warunkach obrony koniecznej.