Robert Szatecki jest jednym z prekursorów sportowych walk rycerskich i trenuje je od 14 lat. I chociaż początki były bardzo trudne, to dziś coraz więcej osób chce nauczyć się władać mieczem i stanąć do prawdziwego pojedynku.
Rok temu, po wielu latach traktowania pasji tylko hobbystycznie, Robert postanowił rzucić pracę i zająć się w życiu tylko prowadzeniem szkoły rycerskiej. - Uznałem, że nie da rady kontynuować równocześnie. Albo robimy to porządnie i rezygnuję z jednego i robię drugie, albo zawsze będzie trochę tak, że to będzie zawsze amatorsko robione, bo będzie mi czasu brakowało - mówi Robert Szatecki.
Niezwykłe hobby
Krzysztof brat Roberta. Ma 29 lat i jest menedżerem w domu mediowym - zajmuje się reklamą. Po pracy jest zawodnikiem polskiej kadry rycerskiej. - Na rozmowie w tej firmie padło pytanie o to, jakie mam hobby. Zacząłem o tym opowiadać i usłyszałem komplement, że wreszcie ktoś przychodzi z jakimś sensownym hobby, a nie gotowaniem, podróżowaniem, czy czymś takim, czym każdy może się popisać - mówi Krzysztof Szatecki.
Krzysztof ma na swoim koncie wiele tytułów. Jest wielokrotnym Mistrzem Polski w walkach indywidualnych i drużynowych, zwyciężał w zawodach międzynarodowych. Jednak najbardziej cieszy go ubiegłoroczne zwycięstwo na gali w Moskwie. - Krzysztof jest jedynym zawodnikiem spoza Rosji, który dwukrotnie pokonał zawodników rosyjskich - mówi Robert Szatecki.
Zasady jak w prawdziwym sporcie
W całym kraju jest kilkanaście drużyn. Podobnie jak kluby piłkarskie, mają swoją ligę - to Liga Walk Rycerskich.
- Mamy swoje zasady, mamy swoje federacje, zrzeszamy się w klubach sportowych. Są sędziowie, są czerwone, żółte kartki - mówi Przemysław Kazimierzczak. Jak mówi, regulaminy normalizują też to, jakiej broni można używać w czasie turniejów.
- To nie jest taka łupanka, tylko prawdziwy zalążek sportu - dodaje. Mimo olbrzymiej siły, jakiej używa się władając poważną, prawdziwą bronią, kontuzje zdarzają się niezwykle rzadko i najczęściej wynikają ze źle założonej zbroi.
Spełnienie marzenia
Rycerskie zbroje przywdziewają dziś także kobiety. Tak jak Maja Celińska, która do szkoły walk rycerskich trafiła rok temu. - Jest to spełnienie dziecięcego marzenia i nie jest to tak, jak bywa z marzeniami, że po realizacji nie sprawiają takiej satysfakcji jak sobie człowiek wyobrażał - mówi Maja.
Ma już zbroję, choć jak twierdzi, nadal brakuje jej odpowiedniej kondycji, aby walczyć z dodatkowym obciążeniem. Znacznie lepiej radzi sobie na treningach miecza sportowego.
W "normalnym" życiu jest barmanką, a jej niecodzienna pasja budzi zainteresowanie, ale i troskę wśród klientów. - Przyznam, że czasami w pracy jest mi niesamowicie głupio, bo bywa, że wyglądam jak ofiara przemocy domowej - mówi, pokazując miejsca, gdzie na ciele po treningach pojawiają się sińce.