Mateusz Koziński urodził się sześć lat temu w szpitalu w Radziejowie Kujawskim.Jest drugim dzieckiem pani Ewy.Ciąża przebiegała prawidłowo. Kobieta nie spodziewała się komplikacji. Wierzyła, że jest pod dobrą opieką doktora Andrzeja Lisieckiego, ordynatora oddziału ginekologicznego. Jednak w szpitalu w czasie porodu pojawiły się problemy.
- Same położne zdały sobie sprawę, że jest ciężko i że inicjatywę powinien przejąć lekarz. On mi powiedział, że teraz już na pewno urodzę, więc kiedy jest parcie, to ja mam przeć ile sił, a one wtedy kładą się na mnie i wtedy urodzę. Nie udawało się. Prosiłam o cesarskie cięcie. Pan doktor cały czas mnie uspakajał. Doszło do zaklinowania się głowy, czyli głowa się urodziła, a zaklinowały się barki – opowiada Ewa Kozińska, matka Mateusza.
Pani Ewa kilka razy na sali porodowej prosiła o zrobienie badania USG, by mieć pewność, że z jej synem wszystko jest w porządku. Ordynator jednak odmawiał. Nie zgodził się także na cesarskie cięcie.
- Mateusz uzyskał jeden punkt w skali Apgar. Był cały siny i nie oddychał. Do mnie przyniesiono go dopiero następnego dnia. Jednak rączka była wiotka, dosłownie minimalnie ruszał paluszkami. Lekarz, który odbierał poród powiedział mi potem, że powinnam się cieszyć, że Mateusz żyje – dodaje Ewa Kozińska.
Andrzej Lisiecki, ordynator z radziejowskiego szpitala, jest ginekologiem od 30 lat. Dotychczas cieszył się nieposzlakowaną opinią.
- Mateusz mógł się urodzić sprawny tak jak każde dziecko, ale w tym wypadku wystąpiło powikłanie. Porażenie splotu barkowego wynika po prostu z czynnika mechanicznego. Czegoś takiego jak kładzenie się położnych na brzuchu ciężarnej w ogóle nie było. Gdyby ja odpowiednio nie udzielił pomocy, to Mateusz urodziłby się martwy. Badanie USG ma swój margines błędu. Jak się pracuje ponad 30 lat na Sali porodowej, to można ocenić klinicznie wielkość płodu – odpiera zarzuty Andrzej Lisiecki, ordynator oddziału ginekologiczno-położniczego szpitala w Radziejowie.
Ewa Kozińska uznała, że poród nie przebiegał normalnie i złożyła do prokuratury zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa.
- Był powołany biegły z zakresu położnictwa i ginekologii, który stwierdził, iż ciąża była prowadzona prawidłowo i nie dopatrzono się błędów lekarza podczas porodu. Na tej podstawie postępowanie zostało umorzone z powodu braku znamion czynu zabronionego – mówi Romuald Grosman, Prokuratura Rejonowa w Radziejowie.
- Jest jednak jeszcze sprawa dokumentacji mojego porodu. Na kserokopii z 2010 roku jest na niej USG, które ordynator wpisał. A na jej kopii z 2013 roku tego wpisu już nie ma – wyjaśnia mama Mateusza.
Pani Ewa mimo umorzenia pierwszej sprawy nie poddała się. Po interwencji w Prokuraturze Generalnej po dwóch latach sprawą zniszczonej dokumentacji zajęła się prokuratura we Włocławku. I oskarżyła ordynatora.
- Pan doktor Andrzej L. oskarżony jest sfałszowanie dokumentacji medycznej, dokonanie wpisów, które miały istotne znaczenie dla tej dokumentacji – wyjawia Krzysztof Pruszyński, Prokuratura Rejonowa we Włocławku.
Doktor Lisiecki ma jeszcze dwie sprawy karne o fałszowanie dokumentacji medycznej i podrabianie podpisów. Obie dotyczą pacjentek oddziału, na którym jest ordynatorem. W żadnej ze spraw lekarz nie przyznał się do winy.
- Ja myślę, że sprawy zostaną wyjaśnione w sądzie. Pan doktor się pewnie z tego wytłumaczy i to wyjaśni. Na obecną chwilę mam pełne zaufanie do pana doktora – mówi Zbigniew Skonieczny, dyrektor szpitala w Radziejowie.
Proces doktora Lisieckiego zacznie się niebawem przed sądem w Radziejowie.
Lekarz konsekwentnie nie przyznaje się do winy i twierdzi, że nie wie kto po części zniszczył a po części przerobił dokumentację medyczną. Mama Mateusza chce pozwać szpital do sądu. Będzie domagała się renty dla syna.