34-letni Paweł zmarł w szpitalu dwa dni po policyjnej interwencji. Rodzina i znajomi winą za jego śmierć obarczają funkcjonariuszy. Mężczyzna od kilkunastu lat leczył się na schizofrenię.
Załamał się po wypadku
U pana Pawła wiele lat temu lekarze zdiagnozowali schizofrenię. Choroba ujawniła się po wypadku na boisku - grał wtedy w piłkę nożną - gdy dowiedział się, że nigdy nie będzie już mógł grać. - Na tym tle się załamał i się ujawniło - mówi siostra mężczyzny Ewa Klim. Zaznacza jednak, że mimo choroby, nigdy nikomu nie zrobił krzywdy.
Małgorzata Korolczuk, bratowa pana Pawła, wspomina, że mężczyzna już raz zamknął się w domu. Stało się to latem 2015 roku. Z interwencją przyjechała wtedy policja z pogotowiem, chcieli wyłamywać drzwi. Wtedy to ona - spokojnie tłumacząc mężczyźnie, że nic mu nie grozi - przekonała go, by jednak dał się zabrać do szpitala. - Zszedł, elegancko się spakował, zszedł do karetki - opowiada.
Nieudolna interwencja
Partnerka pana Pawła Renata Kacperska przyznaje, że jakiś czas temu mężczyzna przystał brać leki na schizofrenię i zaczęły się pojawiać u niego wahania nastroju - od całkowitego zobojętnienia do nadmiernego pobudzenia. Z taką właśnie drugą fazą do czynienia miała feralnego dnia, dlatego zdecydowała się wezwać pomoc.
- Zadzwoniłam na pogotowie, że chodzi o dowiezienie pacjenta chorego na schizofrenię paranoidalną dwubiegunową do szpitala w Choroszczy - relacjonuje. Wspomina, że gdy zjawiło się pogotowie, przedstawiła dokumentację, ale ponieważ mężczyzna nie był trzeźwy, ratownicy odmówili zabrania mężczyzny. Tłumaczyli, że musi przyjechać policja, która zabierze pana Pawła do izby wytrzeźwień. - Powiedzieli: "my już tu nie jesteśmy do niczego potrzebni", zabrali się i pojechali - opowiada pani Renata.
Policjanci jednak ustalili na miejscu, że mężczyzna jest trzeźwy i można go przewieźć do szpitala. Ponownie wezwali więc pogotowie.
Nie przyjmują nietrzeźwych
Dlaczego pogotowie nie zabrało chorego mężczyzny do szpitala? Mirosław Tarasiuk, zastępca dyrektora Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Białymstoku, zaprzecza jakoby istniał jakikolwiek przepis zabraniający tego ratownikom. Jest jednak problem z samymi lekarzami. - Psychiatrzy nie przyjmują takich pacjentów. Ci pacjenci są odsyłani do wytrzeźwienia i później dopiero do konsultacji - tłumaczy i dodaje, że stan trzeźwości sprawdza się na izbie przyjęć alkomatem.
Dlaczego jednak nie zabrano mężczyzny do szpitala, by tam zobaczyć, czy faktycznie jest pijany? - Poproszono o przewiezienie na izbę wytrzeźwień. Tam tez jest alkomat i tam też można stwierdzić - stara się tłumaczyć Tarasiuk i dodaje, że pan Paweł "nie chciał współpracować". - Próbowali go namówić, ale się nie dało. Nie chciał w ogóle z zespołem rozmawiać - mówi.
Dlaczego kopała po nogach?
Gdy policjanci próbowali wyprowadzić pana Pawła do karetki, mężczyzna miał zacząć stawiać opór, a na balkonie zaczęła się szamotanina. Całe zajście obserwowali i nagrywali mieszkańcy białostockich Starosielc - osiedla, na którym niemal każda interwencja policji wzbudza ostre reakcje.
Na filmie widać, że na balkonie doszło do szamotaniny, a policjantka, stojąca na balkonie, kopała mężczyznę. Po co to robiła? - W tym momencie jest to badane. Ta kwestia będzie oceniana zarówno przez prokuraturę, jak i policjantów - mówi podinsp. Andrzej Baranowski rzecznik Komendy Wojewódzkiej Policji w Białymstoku.
- Nie wiem, co tam się działo na tym balkonie. Wiem, że była szarpanina. W pewnym momencie słyszę tylko "k..., nie oddycha" - relacjonuje partnerka pana Pawła.
Wyszli na ulice
Bratowa pana Pawła opowiada, że po interwencji policji mężczyzna "wyglądał jak martwy". - Zaczęli ludzie skandować "co zrobiliście?". Policja od razu wyciągnęła do nas gaz i paralizatory - mówi Małgorzata Korolczuk.
Mieszkańcy białostockich Starosielc byli oburzeni zachowaniem policji. Dzień po śmierci 34-letniego Pawła w dzielnicy wybuchły zamieszki. Na ulice wyszły dziesiątki kibiców, bo zmarły tragicznie mężczyzna był sympatykiem białostockiej Jagiellonii.
Przyczyny zgonu nieznane
Tymczasem sekcja zwłok nie dała odpowiedzi na pytanie, co było bezpośrednią przyczyną śmierci pana Pawła. Mężczyzna miał złamane żebra, ale biegli uznali, że mógł to być skutek reanimacji. Zażądali dodatkowych badań w celu ustalenie przyczyn zgonu.