Rodzice nie puszczali dzieci do szkoły. W trosce o bezpieczeństwo

TVN UWAGA! 5283411
TVN UWAGA! 5283411
Rodzice kilkudziesięciu uczniów jednej z podstawówek w Białymstoku nie pozwolili swoim dzieciom uczęszczać do szkoły w trosce o ich bezpieczeństwo. Od kilku lat, w jednej z klas, dzieci są ofiarami agresji ze strony dwóch rówieśników.

Od 21 października rodzice pisali do wychowawców ich dzieci usprawiedliwienia.

- Mają tą samą treść: „W związku z zagrożeniem zdrowia i życia mojego dziecka, proszę o usprawiedliwienie jego nieobecności” – przywołuje pan Krzysztof, ojciec ucznia Szkoły Podstawowej 43 w Białymstoku.

Rodzice podkreślają, że ich dzieci nie boją się nauki, ale sytuacji w szkole.

- One boją się kolejnych incydentów. Nie chodzą teraz do szkoły w wyniku naszego protestu – mówi pani Joanna.

- To nasze wołanie o pomoc, boimy się najgorszego. Boimy się, że któreś dziecko zostanie kaleką – dodaje pani Monika.

Na dowód matka jednego z uczniów przytacza historię:

- Któregoś dnia syn przyszedł zapłakany ze szkoły, nie mógł się uspokoić, zostawiłam go. Okazało się, że moje dziecko najpierw zostało uderzone w głowę korkami, potem w plecy. Pchnięte na obudowę kaloryfera, ręka została zwichnięta – wskazuje pani Jolanta.

- Moja córka, w czwartej klasie, została przez jednego z chłopaków uderzona w brzuch i krocze – dodaje pan Robert.

- To są sytuacje, które mają miejsce codziennie. To są sytuacje związane z połamaniem rąk, podduszaniem, agresją słowną, wyzywaniem. I takie incydenty występują także z nauczycielami – podkreśla pani Joanna.

W podobnym tonie wypowiadają się sami uczniowie.

- W szkole jest dużo agresji, bijatyki czasem są mocniejsze, czasem lżejsze. Pamiętam, jak Aleks kopnął koleżankę, chyba w brzuch i w rękę, i złamał jej tę rękę. W sumie to chyba każdy z klasy został pobity, poza dziewczynami, choć niektóre dziewczyny też – mówi Ryszard.

Rodzice wskazują, że ostatnio problem z agresją pojawił się już praktycznie na początku roku szkolnego.

- 13 września mój syn został po raz pierwszy pobity przez Aleksa. 23 października stało się to po raz drugi, tym razem przez Damiana. Idąc do pracy, muszę się zastanawiać, czy moje dziecko znowu zostanie pobite. Albo kto zostanie pobity, co się komu stanie, czy ktoś kogoś zepchnie ze schodów czy przytrzaśnie drzwiami, bo takie rzeczy się zdarzały – mówi pan Krzysztof.

O przemocy w podstawówce wie tamtejsza policja.

- W 2019 roku mieliśmy jedno zgłoszenie ze szkoły. W 2020 roku była pandemia i zdalna nauka, nie mieliśmy żadnego, a w tym roku mieliśmy pięć zgłoszeń – wylicza asp. Katarzyna Molska-Zarzecka z Komendy Miejskiej Policji w Białymstoku. I dodaje: - W większości przypadków zgłoszenia dotyczyły bójek, szarpaniny, uszkodzenia ciała czy też zniszczenia mienia. W tych sześciu przypadkach interwencje dotyczyły dwóch uczniów.

Rodzice twierdzą, że dotychczas robili, co mogli, by pomóc swoim dzieciom.

- Interweniowaliśmy u wychowawcy i pana dyrektora. Była nawet zamówiona specjalna opieka do jednego z uczniów, dodatkowy wychowawca czy nauczanie indywidualne. Żaden z tych programów przez cztery lata nie odniósł żadnego skutku – podkreśla pan Krzysztof. I dodaje: - We wrześniu, w ciągu dwóch tygodni mamy dwa pobicia, wyzywanie nauczycieli, zniszczenie mienia i każdy mówi, że jest spokojnie. Pan dyrektor proponuje nam rozwiązania, które przerabiamy od czterech lat.

Dyrektor szkoły zaproponował rodzicom między innymi dodatkową opiekę nauczycielską na przerwach między lekcjami oraz indywidualne nauczanie dla jednego z uczniów. Po wrześniowych incydentach w szkole poprosił także podlaskie kuratorium oświaty o przeniesienie uczniów do innych placówek.

- Od lat zwracaliśmy uwagę rodzicom tych [agresywnych – red.] chłopców na konieczność pomocy specjalistów, bo w ogólnodostępnych warunkach szkoły wyczerpujemy już wszystkie środki – twierdzi Andrzej Danieluk, dyrektor Szkoły Podstawowej 43 w Białymstoku.

Danieluk zapewnia, że szkoła powiadomiła też sąd rodzinny.

- Po wrześniowych incydentach, dokładnie 5 października, poszło takie pismo – mówi i dodaje: - Czekamy na ruch kuratorium.

- Kurator może przeprowadzić kontrolę, pierwszy dzień kontroli był w piątek, drugi we wtorek. Musimy zobaczyć, jakie działania podjął pan dyrektor, bo to dyrektor odpowiada za bezpieczeństwo dzieci. Kuratorium sprawuje nadzór pedagogiczny nad pracą dyrektora. I z tego powodu jest kontrola, by zorientować się, jakie działania podjął dyrektor, żeby móc zareagować – mówi Małgorzata Palanis z Kuratorium Oświaty w Białymstoku.

Rodzice przekonują, że muszą protestować, bo w grę wchodzi przyszłość ich dzieci.

- Jeżeli nawet nauczyciel nie jest w stanie przerobić jakiegoś materiału, to, co dalej? Jeżeli nasze dzieci dojadą tak do ósmej klasy i przyjdzie test, to myślę, że Ministerstwo Edukacji Narodowej nie napisze specjalnie testu kompetencyjnego – mówi pan Krzysztof i zaznacza: - To przede wszystkim chodzi o przeszkadzanie podczas lekcji. Wiedza, którą dzieci powinny zdobywać, to nie jest wiedza, jak kogoś kopnąć w krocze, czy zmasakrować komuś twarz, czy jak kogoś wyzwać.

Po realizacji reportażu dowiedzieliśmy się, że rodzice przerwali już protest, a ich dzieci wróciły do szkoły.

Dyrektor SP nr 43 w Białymstoku wnioskował do Podlaskiego Kuratora Oświaty w Białymstoku o przeniesienie jednego z uczniów, sprawiającego problemy wychowawcze, do innej szkoły. Kurator nie zgodził się na to. Podczas prowadzonej w szkole kontroli, dopatrzono się nieprawidłowości w pracy dyrektora. Uznano, że działania służące zapewnieniu bezpieczeństwa w szkole są schematyczne i doraźne, brakuje współpracy z odpowiednimi instytucjami, które zapewniają wsparcie w takich sytuacjach. Wizytatorzy kuratorium zarzucili też nauczycielom brak wystarczającej wiedzy i umiejętności, które pomogłyby im radzić sobie z agresywnymi uczniami.

podziel się:

Pozostałe wiadomości