Pani Stanisława pochodziła z Piaseczna. Pokój, w którym mieszkała ,dziś stoi pusty i zrujnowany. W Piasecznie mieszka jej ciężko chora siostra i dzieci nieżyjącego brata. Nigdy nikogo nie prosiła o pomoc, choć jej potrzebowała. Kilka razy odwiedziła Miejski Gminny Ośrodek Pomocy w Piasecznie, ale zawsze przychodziła w sprawie siostry. Jednak w Piasecznie nie widziano jej od lat. Nie wiadomo, kiedy i dlaczego kobieta wybrała życie na ulicy. Od dłuższego czasu Pani Stanisława przebywała na terenie Dworca Centralnego w Warszawie. Jej ciężki stan chorobowy powoli przeradzał się w agonalny. Jednak setki ludzi mijających ją codziennie na korytarzach dworca nie reagowały. Nieliczni zatrzymywali się, pytali się jak pomóc. Jednak Pani Stanisława wszystkich zbywała. Twierdziła, że tylko duże pieniądze są jej potrzebne. Wszystko inne jest zbyteczne. Kiedy ktoś naprawdę interesował się jej losem, wzywał Policję, dzwonił na pogotowie, ona stawała się agresywana i wulgarna. Nie tylko nie prosiła o pomoc, ale też jej nie chciała. - Bezdomni z reguły odmawiają jakiejkolwiek pomocy, nie chcą życia w zamknięciu. Ale zdaniem tych, którzy z nimi pracują to tylko poza, obrona przed światem zewnętrznym lek przed odrzuceniem. Bo bezdomni zdają sobie sprawę z tego, jakie budzą odczucia, dlatego podkreślają, że takie życie wybrali - mówi ojciec Bogusław Paleczny. Powtarzające się sygnały o umierającej na oczach ludzi kobiecie przyniosły w końcu skutek. Zainterweniowała policja. Zdecydowano, że mimo że Polska to wolny kraj a zakaz pomocy to prywatny wybór bezdomnej, nie można pozwolić, by umarła na oczach przechodniów. Wezwano pogotowie. Mimo agresji i zakazów bezdomnej lekarz zdecydował o zabraniu pani Stanisławy do szpitala. Jednak pomoc jaką okazano bezdomnej okazała się zbyt późna. Pani Stanisława po kilku dniach zmarła.