Pozostawienie tych ludzi samych sobie - to według Beaty Mirskiej-Piworowicz przyczyna wydarzeń, które omal nie doprowadziły do śmierci noworodka pod Skaryszewem. O sprawie mówiliśmy w reportażu w UWADZE! w środę.
- Kompletnie niezsocjalizowana rodzina, żyjąca w państwie w centrum Europy w XXI wieku, żyjąca w takich warunkach, w jakich żyły ludy pierwotne... - wylicza Beata Mirska-Piworowicz i dodaje, że tragedia była do przewidzenia.
Według niej odpowiedzialność za to, co się wydarzyło, spoczywa przede wszystkim na pracownikach socjalnych. - Nie sądzę, że sytuacja tej rodziny dwa lata temu [kiedy zakończyła pobierać zasiłki z opieki społecznej - red.] była lepsza - uważa Beata Mirska-Piworowicz i dodaje, że nie powinno się karać ani matki dziecka, ani jej bliskich. - Ta rodzina nawet nie ma świadomości tego, co się wydarzyło - mówi.
- Gdyby chcieli to dziecko zabić, to nie wzywaliby pogotowia w trakcie akcji porodowej, o której nie mieli pojęcia. Nie wzywaliby też pogotowia, gdy to dziecko się urodziło. Oni zachowali się instynktownie - twierdzi Mirska-Piworowicz.