Aurelia Ostrowska głucha na skargi

Biuro Polityki Zdrowotnej miasta stołecznego Warszawy nadzorowało pracę zakładu przy ulicy Mehoffera. Zamiast dbać o zdrowie pacjentów, reagować na skargi i zażalenia ich rodzin – nagradzało dyrektorkę zakładu.

Gdy za tą bramą rozgrywał się dramat starszych ludzi, dyrektorka ośrodka była docenianym urzędnikiem. - Ci, co ją nagradzali powinni się po prostu wstydzić – mówi dr Maria Pawińska, konsultant wojewódzki ds. geriatrii. – To organ założycielski, Aurelia Ostrowska zgłaszała jej kandydatury do bardzo prestiżowych nagród. Np. ”Zasłużony dla Warszawy”. Rodziny podopiecznych zakładu przy ulicy Mehoffera zgłaszały dyrektor Aurelii Ostrowskiej liczne skargi na jego funkcjonowanie. Bez odpowiedzi. - Nawet napisałam pismo w dniu pogrzebu ojca do pani dyr. Ostrowskiej. Rok czasu minął i nie dostałam odpowiedzi – żali się Anna Jakóbczyk, córka jednego ze zmarłych pensjonariuszy. - Osobiście też tam chodziłam. Powiedziano mi, żebym nie przychodziła więcej, że sobie tego nie życzą. Postanowiliśmy dowiedzieć się, dlaczego biuro polityki zdrowotnej kierowane przez dyrektor Aurelię Ostrowską ignorowało skargi i co, po ujawnieniu przez nas skandalu w ośrodku przy ulicy Mehoffera, zamierza z tym zrobić. Nikt nie chciał z nami rozmawiać, a pracownicy dyrektor Ostrowskiej po prostu przed nami uciekali. W sekretariacie biura dyrektor Aurelii Ostrowskiej zobaczyliśmy za to kodeks etyki urzędnika. Jest w nim napisane między innymi, że urzędnik powinien działać uczciwie, rzetelnie i jawnie. Aurelia Ostrowska od kilku lat kieruje biurem polityki zdrowotnej. Podlega prezydentowi miasta. Tym, jak działają warszawskie placówki służby zdrowia pod jej rządami zajmowaliśmy się blisko dwa lata temu. Wówczas wykazaliśmy, że na stanowisko dyrektorów tych placówek powołuje osoby niekompetentne, skompromitowane, o bardzo podejrzanej reputacji. Dyrektor Ostrowska nie tylko nie poczuwa się do błędów, które popełnia. Jest jednym z najbardziej nagradzanych urzędników w Warszawie. Za swoją pracę otrzymała 43 tysiące złotych nagrody. Znalazła się też w rankingu „Życia Warszawy” wśród stu najbardziej wpływowych kobiet w stolicy. Obok niej figurowały nazwiska Krystyny Jandy czy Zyty Gilowskiej. - Nie bez powodu dyr. Ostrowska nazywana jest carycą – mówi Andrzej Golimont, radny. - Podczas swojej kadencji w Ratuszu rządziła samodzielnie. Miała największą liczbę zastępców. Nie wytrzymywali z nią i odchodzili. Jest tajemnicą poliszynela, iż żaden ze stołecznych szpitali nie śmiał zrobić nic bez porozumienia z Aurelią Ostrowską. Pani dyrektor jest postacią pierwszego planu, swoje rzekome sukcesy ogłasza w publikacjach, które są finansowane z miejskiej kasy. - Określa się jako pionierka stołecznej służby zdrowia i twierdzi, że wszystko dobre, co się wydarzyło w Mieście Stołecznym Warszawa w służbie zdrowia, to jej zasługa. Niestety, dobrego wydarzyło się bardzo niewiele – dodaje Andrzej Golimont. Aurelia Ostrowska kieruje ponad 30 samodzielnymi zakładami zdrowia. Mimo, iż są one odrębnymi zakładami, wkracza w podejmowane w nich decyzje osobiście. Na własnej skórze przekonała się o tym była już dyrektor szpitala praskiego. Kierując placówką nie chciała podpisać niekorzystnej dla szpitala umowy z wynajmującą od niego pomieszczenia prywatną stacją dializ. - Spółka traktowała ,mnie jako osobę, która ma złożyć podpis pod czymś, co jest już dawno ustalone – mówi dr Anna Petsch, była dyrektor szpitala praskiego. - A siła spółki polegała na tym, że miała poparcie Urzędu Miasta w osobie Aurelii Ostrowskiej, która stanowczo prezentowała stanowisko korzystne dla prywatnej spółki, a niekorzystne z punktu widzenia interesów szpitala. Spółka nie godziła się na warunki proponowane przez dyrektor szpitala. Tymczasem dotychczasowy kontrakt wygasł. Mimo to, nadal działała w szpitalu i świadczyła usługi na rzecz pacjentów. - Postawiłam bardzo twarde warunki, że albo spółka podpisze wreszcie umowę z nami, albo zawiadomimy NFZ, ze działają nielegalnie – mówi dr Anna Petsch. - W godzinę po postawieniu tego ultimatum dyrektor Ostrowska przyjechała i zwolniła mnie z funkcji, każąc opuścić mi szpital z dnia na dzień. Trzy tygodnie po zwolnieniu dr Anny Petsch ze stanowiska dyrektora szpitala umowa ze spółką została podpisana. Prowadząca stację dializ przy szpitalu praskim spółka, to ta sama, w której doszło do zakażenia pacjentów żółtaczką w Ostrowie Wielkopolskim. Dziś jej pacjenci walczą o życie. Na temat tej i innych spraw chcieliśmy porozmawiać z Robert Szaniawskim, rzecznikiem prasowy Urzędu M.St. Warszawy. Ten jednak, odmówił spotkania. Wygląda na to, że kodeks etyki warszawskiego urzędnika jest jedynie ozdobą ściany, mimo to odwiesiliśmy go na miejsce, bo zasady, o których mówi, powinny być przestrzegane.

podziel się:

Pozostałe wiadomości