Konstancin Jeziorna to ekskluzywna podwarszawska miejscowość. Jest znana z wysokich cen nieruchomości i solankowych tężni. To także jedyna miejscowość uzdrowiskowa w województwie mazowieckim. Cztery lata temu na jej obrzeżach powstała wytwórnia mas bitumicznych. Przed uruchomieniem zakładu nikt nie zapytał mieszkańców o opinię w tej sprawie. - Nikt mieszkańców o to nie pytał, chociaż takie zalecenie wynika z dokumentu, którym jest raport oddziaływania na środowisko. W tym raporcie znajduje się kuriozalne stwierdzenie, że nie przewiduje się protestów społecznych. Przy wydawaniu decyzji przyjęto taką zasadę, że pyły aerozole i pary wydobywające się z wytwórni zamkną się w granicach działki - mówi Andrzej Szczygielski, Towarzystwo Miłośników Piękna i Zabytków Konstancina. ---ramka 8541|prawo|--- Zgodę na powstanie wytwórni mas bitumicznych wydał starosta powiatu piaseczyńskiego w porozumieniu z władzami miasta i gminy. Mieszkańcy Konstancina o zakładzie dowiedzieli się, gdy obok szkoły wyrosła ponad 20 metrowa wieża. Od razu rozpoczęli protesty i zaczęli odkrywać prawne paradoksy. - Ten budynek powstał nim zostało wydane pozwolenie. Nadzór budowlany to sprawdził, była wizja lokalna. Ale inspektorzy stwierdzili, że jest to jedynie urządzenie, które nie jest przytwierdzone do podłoża. Budowla, która ma kilkanaście metrów, w opinii inspektorów jest tylko urządzeniem – dziwi się Grzegorz Traczyk, dziennikarz Kuriera Południowego. Protestujący ujawnili również, że samorządowcy podejmując decyzję o lokalizacji wytwórni, popełnili kilka istotnych uchybień. Nie konsultowali inwestycji np. z lekarzem uzdrowiska i ministrem zdrowia. Mimo tych błędów Główny Inspektor Nadzoru Budowlanego podtrzymał decyzję o zgodzie na funkcjonowanie asfaltowni. - Ten pan tu był i powiedział prosto w oczy, że było wymagane uzgodnienie z ministerstwem. Ustawa tego wymagała. Tylko takie uchybienie nie jest istotne – mówi Tomasz Zymer, nauczyciel. Takie decyzje dziwią, zwłaszcza że substancje wydobywające się z asfaltowni mogą szkodzić zdrowiu. - Zawsze w naszych badaniach wykrywaliśmy węglowodory aromatyczne, które są sklasyfikowane jako substancje rakotwórcze. Niektóre z nich są substancjami mutogennymi i też działającymi na rozrodczość. Nawet małe stężenia będą oddziaływały ma człowieka mieszkającego w pobliżu. To może stanowić zagrożenie dla zdrowia – uważa Małgorzata Pośniak, Centralny Instytut Ochrony Zdrowia. Inspektorzy Ochrony Środowiska z pełnym zrozumieniem traktują skargi mieszkańców i pracowników szkół. Dlatego na terenie sąsiadującym z wytwórnią mas bitumicznych zainstalowano czujniki, by zbadać jakie substancje są w oparach emitowanych przez uciążliwą asfaltownię. - Nie wyobrażałam sobie, że w takim miejscu, które jest szczególne z różnych względów stawia się coś tak szkodliwego - mówi Joanna Pierz, mieszkanka Konstancina. W sąsiedztwie wytwórni mas bitumicznych są trzy szkoły i przedszkole czyli blisko tysiąc dzieci i nastolatków, którzy najbardziej odczuwają uciążliwą działalność wytwórni mas bitumicznych. Dodatkowo w sezonie na kilku boiskach sportowych codziennie trenują bardzo młodzi piłkarze. - To jest skandal, że do takiego czegoś dopuszczono. Teraz trzeba szybko zareagować – uważa Roman Kosecki, poseł, były piłkarz KS „Kosa” Konstancin. Wszystkie strony konfliktu spotkały się, żeby porozmawiać o problemie. Właściciel asfaltowni deklaruje, że za kilkumilionowe odszkodowanie zlikwiduje swój zakład. Władz Konstancina nie stać na taki wydatek. Poszukiwane są inne rozwiązania. Asfaltownia jeszcze przez kilka lat będzie uciążliwym sąsiadem szkól i osiedli mieszkaniowych w Konstancinie. - Nie truję ludzi. Ten zakład nie szkodzi zdrowiu – zapewnia Bogdan Falenta, właściciel wytwórni mas bitumicznych. Temperatura konfliktu jest coraz wyższa. Samorządowcy, którzy kilka lat temu bezmyślnie pozwolili na powstanie asfaltowni teraz muszą jak najszybciej znaleźć kompromisowe i zdrowe rozwiązanie.