Areszt za telefon

Pani Monika spędziła noc w areszcie za to, że legalnie, bo w sklepie kupiła telefon komórkowy, który okazał się kradziony. Żadne konsekwencje nie spotkały natomiast sprzedawcy trefnego telefonu.

Był piątek. Godzina dwudziesta pierwsza. Auto prowadził znajomy Moniki, nauczyciel języka angielskiego. Policja zatrzymała ich do rutynowej kontroli. - Pytałem dlaczego nas zatrzymali - mówi znajomy Moniki. - Powiedzieli, że za wolno jechałem. Pytali się, czy mam telefon komórkowy. Ja mówię, że mam. Wzięli ten telefon, sprawdzili, powiedzieli, że wszystko jest ok. Wzięli telefon koleżanki, sprawdzili i powiedzieli, że ten telefon jest poszukiwany. Monika i jej znajomy trafili do komisariatu policji w Zielonce. - Tam mnie pan poinformował, że telefon jest z kradzieży, że jestem podejrzana – opowiada Monika Gruzińska. - Ja powiedziałam, że telefon kupiłam w centrum handlowym. Monika poinformowała też policjantów, że jej karta gwarancyjna i stosowne dokumenty leżą w domu i można ją zobaczyć. Policjanci nie skorzystali z tej oferty. Przewieźli natomiast dziewczynę na kolejny posterunek, gdzie przeprowadzono rewizję osobistą. - Na rewizji osobistej musiałam rozebrać się do naga, odebrano mi bieliznę – mówi Monika. - Ponownie ubrałam się w rzeczy już bez bielizny, w skarpetkach i butach bez sznurowadeł zakuto mnie w kajdanki. Pojechałam do Wołomina. Tam Monika trafiła na szesnaście godzin do celi. - Trafiłam do celi, dostałam koc, materac, poduszkę – wspomina dziewczyna. - Nie życzę tego nikomu, poczułam się jak najgorszy przestępca. Popłakałam się, dla mnie to był ogromny stres. Kiedy każą rozebrać się do naga, kiedy idzie się w kajdankach, jakby nie wiadomo jaki kryminalista przyjechał. Siedzi się w celi bez zegarka, z daleka widać okno za kratami. Wiedziałam tylko, że rodzice na pewno nie śpią. Słyszeli tylko, że jestem osadzona w Wołominie, podejrzana. Przecież to jest nieludzkie. Mariusz Sokołowski z Komendy Stołecznnej Policji w zatrzymaniu Moniki nie widzi żadnego problemu. - Posiadanie przy sobie telefonu, który pochodzi z przestępstwa jest także przestępstwem – komentuje Sokołowski.. - Polskie prawo karne mówi o paserstwie nieumyślnym i jest to jest paserstwo nieumyślne. Jest to nic innego jak przestępstwo. My musieliśmy to wyjaśnić, czy ta osoba ma związek z tym czy też nie. W jaki sposób można było to wyjaśnić? Ano chociażby stwierdzić, czy ta osoba, która nabyła ten telefon ma jakikolwiek związek z osobą sprzedającą. Zastosowano środek, który w takiej sytuacji jest przewidziany – dodaje. Właściciel sklepu, który handlował kradzionymi telefonami nie został zatrzymany, nie przedstawiono mu też zarzutu paserstwa. Nie przeszukano też blisko 20 sklepów, które posiada. Przeszukano za to dom Moniki, bez nakazu prokuratora. Czy można mieć pewność, że kupując telefon komórkowy w sklepie nie płacimy za trefny towar? Okazuje się, że właściciele komisów sami nie są pewni, czy wszystkie telefony, które sprzedają są legalne. Nie mają obowiązku tego sprawdzać. - Jeżeli taki sprzęt nie ma pełnej dokumentacji, jeżeli np. nie jest sprzedawany z pudełkiem, jeżeli sprzedawany jest po cenie znacznie niższej niż jego normalna cena w sklepie, to może to nam dawać pewne przypuszczenia, że ten sprzęt może być kradziony – mówi Mariusz Sokołowski z Komendy Stołecznej Policji. Aby sprawdzić, czy kupiony aparat jest legalny postanowiliśmy zasięgnąć rady w warszawskim komisariacie policji. Tam okazało się, że gdyby nasz telefon pochodził z kradzieży policja nie byłaby tak surowa, jak w Wołominie i nie spędzilibyśmy nocy w areszcie.

podziel się:

Pozostałe wiadomości