Tuż przed zakończeniem roku szkolnego, mieszkańcy bloku byli świadkami brutalnego pobicia jednej z gimnazjalistek. Dramat rozgrywał się również przy współudziale wielu uczniów. - Na podwórku chyba z dwie klasy były. Stali w kółku. Za chwilę patrzę, dwie dziewczyny się biją. Krzyknęłam do nich, że zaraz zadzwonię po policję. Popatrzyli, pośmiali się i dalej robili swoje. Jedna drugą złapała, do drzewa ją przyłożyła i głową o to drzewo. Przewróciła się a ta druga zaczęła ją kopać. Inni uczniowie ją dopingowali – opowiada Alicja Sikora. Po tym brutalnym napadzie nastolatka trafiła pod opiekę psychologów. Przestała chodzić do szkoły, ma indywidualny tok nauczania. Niechętnie wychodzi z domu. - Ona nie mogła wrócić do szkoły, zresztą było takie zalecenie lekarza. Przychodzą nauczyciele do domu, ona czuje się pewniej i bezpieczniej – opowiada mama Pauliny. Szkoła nie poczuwa się do odpowiedzialności, ponieważ do pobicia doszło poza terenem placówki. - Przeraża mnie to, tak jak wiele innych rzeczy, które codziennie dzieją się na świecie. Dziewczynce nie stała się nigdy żadna krzywda w szkole. Incydent miał miejsce poza szkołą. Mieliśmy dobry kontakt z dziewczynką i reagowaliśmy na jej wszystkie potrzeby. Ona jest chorym dzieckiem, wymaga specjalnej opieki. Sytuacja, w której się znalazła, wynika również z tego, że dziewczynka jest chora. Zdarzeniem zajmowała się policja, my nie byliśmy na miejscu. Policja nas nie informowała, jakie dzieci w tym uczestniczyły. Bardzo dużo złych rzeczy dzieje się poza terenem szkoły i nie widzę powodu, dla którego miałabym brać udział w każdym tego typu zdarzeniu – mówi Ewa Duvnjak, dyrektorka Gimnazjum nr 30 im. gen. Kazimierza Pułaskiego w Warszawie. Uczennicom, które pobiły Paulinę, obniżono jedynie ocenę z zachowania. Sprawa trafiła również do sądu dla nieletnich. - Za ten czyn sąd wymierzył środek wychowawczy w postaci upomnienia - mówi Marcin Łochowski, Sąd Okręgowy w Warszawie. Paulina już wcześniej żaliła się na przemoc i agresję w szkole. - O pewnych rzeczach dowiedziałam się, jak rozmawiałam z lekarzem. Była zaciągana do łazienki na przerwie, miała ściągane majtki i sprawdzane czy ma „pas startowy” zrobiony. Czy ma wygolone jak należy. To już świadczyło o zezwierzęceniu. I ona mi o tym nie mówiłam, bo była naruszana jej godność. Pedagog sugerował, żeby najlepiej zmienić szkołę Paulinie – mówi mama dziewczynki. - Wiedziałem o jej problemach. Ona trudno adaptowała się w tym środowisku. Była przemoc psychiczna, ale reagowaliśmy na to. Robiliśmy, co mogliśmy. Nie było to w takim wymiarze, że należało to zgłaszać do sądu. Staraliśmy się to rozwiązywać na tym gruncie – tłumaczy Bogdan Dąbrowski, pedagog szkolny.