Klaudia Lipińska miała 18 lat. Zmarła kilka godzin po urodzeniu zdrowej córeczki Mariki. Poród przebiegł bez komplikacji, jednak wkrótce po nim dziewczyna przestała oddychać i zaczęła się reanimacja. - Weszłam na tę salę i widziałam jak ona się dusiła. Chciała nabrać tchu ale nie mogła - opowiada Paulina Żańczak, siostra Klaudii. Relacjonuje, że zaraz potem z sali wybiegła pielęgniarka i wezwała lekarza. - Dopiero wtedy zaczęli znosić sprzęt, dopiero zaczęło się coś dziać. Zaczęli ją reanimować. Lekarze w kolejce stali i ją reanimowali po kolei - wspomina pani Paulina. Niedługo potem Klaudia nie żyła.
"Mówiła, że tak ma być"
Jak dowiadujemy się od rodziny, ciąża Klaudii przebiegała bez komplikacji, aż do ostatniego miesiąca. Wtedy dziewczyna poczuła się źle i trafiła do szpitala. Badania wykazały, że ma jedynie podwyższony poziom białka w moczu i po dwóch dniach wypisano ją do domu.
- Narzekała, że boli ją w klatce, że nie może oddychać. Nawet po schodach nie mogła wejść do swojego pokoju - mówi Wioletta Lipińska, siostra Klaudii.
- Zgłaszała to swojej lekarce, ale ona mówiła, że tak ma być, że kobiety w ciąży wszystkie się źle czują - dodaje - Paulina Żańczak.
"Obiecała zawiadomić prokuraturę"
- Pani ordynator wyszła i powiedziała, że ona już teraz wszystkim się zajmie. Powiedziała, że powiadomi odpowiednie służby. Potem okazało się, że nikt tego nigdzie nie zgłosił - mówi Paulina Żańczak i dodaje: - Rano coś mnie tchnęło. Poszukałam sama telefonu do prokuratury i zadzwoniłam spytać jak to w ogóle wygląda. Zadzwoniłam w ostatnim momencie, bo to było tuż przed 10, a sekcja miała się odbyć o 10.
Natychmiast po telefonie od rodziny Klaudii, prokuratura wstrzymała sekcję zwłok, którą szpital chciał przeprowadzić u siebie. Jej wykonanie zlecono niezależnemu biegłemu. Według wstępnych ustaleń przyczyną śmierci był zator płucny. Jak powstał? To badają biegli.
- Prawdopodobnie mógł nastąpić błąd w sztuce lekarskiej, czyli zaniedbanie ze strony personelu medycznego, albo śmierć nastąpiła niezależnie od zachowania personelu w następstwie jakichś powikłań poporodowych - podejrzewa prokurator Stanisław Rokita z Prokuratury Regionalnej w Rzeszowie.
Bliscy zmarłej ma ograniczony dostęp do wiedzy, ponieważ szpital do dziś nie wydał im dokumentacji medycznej.
"Ratowałam pacjentkę"
Nasz dziennikarz próbuje porozmawiać o sprawie Klaudii także z ordynatorką oddziału położniczego, na którym Klaudia rodziła. To właśnie ta lekarka miała dyżur, gdy doszło do tragedii, i to ona - zdaniem rodziny - obiecała, że powiadomi prokuraturę.
- My niczego nie próbowaliśmy ukryć. Ja niczego rodzinie Klaudii nie deklarowałam, byłam zajęta tutaj, ponieważ ratowaliśmy pacjentkę. A sekcję planowaliśmy zrobić sami, ponieważ nie popełniliśmy przestępstwa - przekonuje pani ordynator.
O okolicznościach śmierci 18-latki nie chce rozmawiać dyrekcja ani pracownicy szpitala. Wyniki badań, które być może odpowiedzą na pytanie, dlaczego Klaudia zmarła, trzeba poczekać około czterech tygodni.