12-latek od urodzenia jest wychowankiem domu dziecka w Elblągu. Do pobicia miało dojść rok temu w lipcu podczas kolonii letnich w Orkuszu koło Kwidzyna. - Wychowawca złapał mnie za kark, wrzucił do pustego domku, w którym nikt nie mieszkał i zaczął walić kijem - opowiada wychowanek domu dziecka. Jak wspomina, była to kobieta, a całe zdarzenie trwało około pięciu minut. - Waliła gdzie popadnie. Raz mnie uderzyła w obojczyk, raz po nodze, raz po pośladku - mówi. Do wydarzeń doszło, bo - jak relacjonuje chłopiec - wyzwał wychowawczynię "od dziwki". Miało się to stać w chwili, gdy kobieta biła innego wychowanka, bo ten chciał wyjść do toalety w czasie ciszy poobiedniej.
Szukał pomocy u innych wychowawców
Letnie wyjazdy dzieci z Elbląskiej placówki opiekuńczo-wychowawczej od lat organizowane są w bazie ZHP w Orkuszu. W tym samym czasie przebywali tam również wychowawcy innych kolonii oraz komendant obozu, który sprawował nadzór w ośrodku.
- Widzieli to praktycznie wszyscy wychowawcy, ponieważ siedzieli na ganku i pili sobie herbatkę - mówi 12-latek. Chłopiec twierdzi, że - widząc brak reakcji własnych wychowawców - to właśnie do wychowawczyni sąsiednich kolonii zwrócił się dzień później z prośbą o pomoc. - Pokazałem ich kierowniczce mojego siniaka, powiedziałem całą historię, i kazali mi z tym iść do komendanta. Opowiedziałem komendantowi o całej sytuacji, pokazałem siniaka... - relacjonuje i dodaje: - Komendant przyszedł do obozu i zrobił awanturę wychowawcy, który mnie uderzył - mówi.
Zobaczyła pod prysznicem
Relację chłopca potwierdza wychowawczyni elbląskiego domu dziecka zatrudniona na zastępstwo.
- Powiedział, że był u niego wychowanek z naszego obozu, który się skarży, że został pobity przez jednego z wychowawców. Komendant powiedział, że on nie wierzy temu, ale mamy z tym zrobić porządek - mówi Elżbieta Fiłonowicz. Jak mówi chłopiec, to właśnie ona zrobiła zdjęcie dokumentujące jego obrażenia.
- Co drugi dzień się dzieci kąpały. Podeszłam, spytałam się co się stało. Na początku nie chciał mówić, ale dzieci go namówiły, żeby pokazał mi siniaka i powiedział, co się stało, przez kogo został pobity - opowiada.
Jak dodaje, samego pobicia nie widziała, ale odnotowała, jak po wszystkim oskarżana o te czyny kobieta wychodzi z domku z kijem w ręku.
"Bałam się, że wyrzuci mnie z pracy"
Pani Elżbieta była przekonana, że kierownik kolonii telefonicznie poinformowała dyrektorkę domu dziecka o zajściu.
- Skoro kierowniczka wiedziała o tym zdarzeniu, to dla mnie było jasne, że ona poinformuje panią dyrektor - mówi pani Elżbieta.
Jak twierdzi wychowawczyni po powrocie z kolonii do Elbląga pod koniec lipca sprawa pobicia była tematem rozmów wychowawców i dyrekcji. Ona sama jednak w rozmowach tych nie uczestniczyła, bo miała wolne. Pewna była już wtedy, że sprawa została zamieciona pod dywan. O pobicie jednak dyrektorki nie dopytywała. - Bałam się, że ona mnie z pracy wyrzuci - mówi dziennikarce UWAGI!.
Zawiadomiła jak ujawnili zdjęcie
Dwa miesiące po zakończeniu kolonii, zdjęcia siniaka chłopca opublikowano na jednym z portali społecznościowych. Dopiero po tej publikacji dyrektor domu dziecka Barbara Nalińska powiadomiła policję o podejrzeniu popełniania przestępstwa i rozpoczęła postępowanie wyjaśniające wśród wychowawców.
Nie zrobiła jednak oględzin ciała dziecka, bo - jak twierdzi - od sprawy minęło już za dużo czasu. - Do rzekomego zdarzenia doszło w lipcu, jak ja się dowiedziałam, był wrzesień. Ślady, które mogły tam być, nie sądzę, żeby były - mówi Barbara Nalińska.
Jak utrzymuje, ani wychowawcy, ani sam pokrzywdzony wcześniej nie mówili jej o sprawie. - Byłam tym bardzo zaskoczona. Żaden z wychowawców tego nie sygnalizował - twierdzi.
Jak dodaje dyrektorka, wychowawcy nie życzą sobie rozmów z dziennikarzami, a kierowniczka kolonii przebywa na urlopie. Skontaktowaliśmy się jedynie z wychowawczynią, którą chłopiec oskarża o pobicie. - Nie będę tego komentować - ucina jednak rozmowę z reporterką UWAGI!
Nie był jedyny?
Tymczasem, jak wynika z relacji pani Elżbiety i innego wychowanka, 12-latek nie był jedynym dzieckiem, wobec którego ta sama wychowawczyni stosowała przemoc. Sprawą zajęli się również lokalni dziennikarze z portalu Elbląg24.pl, którzy natrafili na krzywdzonego wychowanka.
- Chłopiec również potwierdził nam, że w przypadku tej pani dochodziło do nie jednego, ale kilku naruszeń cielesnych wśród tych dzieci. To było pobicie kijkiem, pobicie smyczą, szarpanie - wylicza Marcin Pszczółkowski, redaktor naczelny Elbląg24.pl. Dodaje, że gdy jego redakcja zaczęła się sprawą interesować, "w domu dziecka wybuchła panika".
Umorzone dochodzenie
Policja umorzyła dochodzenie w sprawie pobicia 12-latka, chociaż nie przesłuchano wszystkich, którzy wiedzieli o tej sprawie.
Matka chłopca ma jednak stały kontakt z synem i obydwoje odwołują się od decyzji o umorzeniu.
- Ja pisałem w imieniu mamy, bo moja mama nie umie pisać - przyznaje chłopiec i dodaje, że kocha swoją mamę i rozumie to, że jest jej trudno w życiu. Kobiecie ograniczone zostały prawa rodzicielskie ze względu na chorobę i złe warunki mieszkaniowe.
Nagłośnienie sprawy zbiegło się w czasie z wystąpieniem dyrektorki placówki do sądu rodzinnego. Sędziowie mają ustalić stopień demoralizacji 12-laka. - Sytuacje, które miały wcześniej miejsce, świadczą o tym, że dzieje się z nim coś złego - utrzymuje dyrektorka domu dziecka i dodaje, że nie chodzi o odwet. Sąd ma też postanowić, czy i w jakim zakresie matka chłopca może się nim opiekować.
Będzie nowe postępowanie
Sąd rozpatrywał zażalenie matki chłopca w sprawie umorzenia i prokuratura podjęła na nowo postępowanie w sprawie pobicia.