Noworodek skatowany na śmierć przez własnego ojca? „Są osoby, które nigdy nie powinny mieć dzieci”

TVN UWAGA! 324687
Pięciotygodniowy chłopiec trafił do szpitala w ciężkim stanie. Prawdopodobnie ojciec za przyzwoleniem matki, znęcał się nad dzieckiem, od pierwszych dni jego życia. Mimo iż rok wcześniej do szpitala z połamanymi żebrami trafiła siostra chłopca, nikt nie był w stanie zapobiec tragedii.

Walka o życie

Kilka dni temu, do jednego z bloków w Rudzie Śląskiej został wezwany śmigłowiec lotniczego pogotowia ratunkowego. Ratownicy próbowali ratować życie miesięcznego chłopca z poważnym urazem głowy.

- Dziecko było w stanie zatrzymania krążenia. Było sine, niedotlenione, nieruszające się. Obrzęk głowy był widoczny od razu – opisuje dr Andrzej Bulandra z Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka.

Małego Victora nie udało się uratować. Chłopiec zmarł. W trakcie akcji ratunkowej lekarze odkryli, że noworodek ma liczne obrażenia, które mogą wskazywać na to, że był bity od urodzenia.

- Nie były to obrażenia świeże, nabyte w tym dniu. Były to stare złamania, na różnym etapie gojenia. Te obrażenia świadczą o tym, że dziecko było maltretowane, regularnie je bito. Stwierdziliśmy złamanie obojczyka, kości udowej, czyli takiej kości, która przypadkowo złamać się nie może. Złamane było także większość żeber – dodaje dr Andrzej Bulandra.

Śledczy nie mieli wątpliwości, że to rodzice są odpowiedzialni za śmierć dziecka. Ojciec usłyszał zarzut znęcania się ze szczególnym okrucieństwem oraz zabójstwa. Matka miała mu w tym pomagać.

- Biegły uznał, że pierwszą i podstawową przyczyną śmierci dziecka jest rozległy uraz czaszkowo-mózgowy. Oprócz tego ujawniono złamanie kości czaszki – wylicza Joanna Smorczewska z Prokuratury Okręgowej w Gliwicach i dodaje: Mariusz Sz. Znęcał się fizycznie nad swoim synem potrząsając nim, uderzając jego ciałem o łóżeczko i kanapę, przyciskając jego nogi do brzucha.

„Normalny, zawsze mówił ‘dzień dobry’”

Victor przyszedł na świat w połowie czerwca. Żył tak krótko, że babcia, która przez ostatni miesiąc była w szpitalu, nawet nie zdążyła go poznać.

- Boże, taki aniołek nie żyje. Mój kochany wnuczek. Dziecko to jest dar od Boga. Nie mogę zrozumieć, jak można je skrzywdzić – mówi Mariola Koźlik, babcia Victora, matka Mariusza Sz.

Nikt z sąsiadów nie zauważył przemocy i agresji w rodzinie Mariusza i Aleksandry Sz., którzy oprócz Victora wychowywali również niespełna półtoraroczną córeczkę.

- Małe dzieci płaczą, to normalne. Za każdym razem po policję pan dzwoni słysząc płacz? To był normalny sąsiad, „dzień dobry” mówił – przekonuje sąsiadka małżeństwa Sz.

Rodzice nie radzili sobie z wychowaniem pierwszego dziecka. Byli pod opieką MOPS-u oraz kuratora sądowego. Po narodzinach syna, ich mieszkanie odwiedzała również pielęgniarka środowiskowa.

- Asystent tej rodziny jest w szoku. Nie może się pozbierać po tym, co się stało. Nie miał pojęcia, że temu dziecku mogła się dziać krzywda – przekonuje Agnieszka Kaintoch z Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Rudzie Śląskiej i dodaje: Lata mojej pracy potwierdzają, że są osoby, które nigdy nie powinny mieć dzieci.

Mariusz i Aleksandra Sz. byli pod opieką MOPS-u od ponad roku. Zaczęło się od zgłoszenia matki Mariusza, która podejrzewała, że jej wnuczce, czyli starszej siostrze Victora, może dziać się krzywda.

- Podejrzewałam, że temu dziecku coś jest, bo bardzo płakała. Jak nie było Mariusza, to córka się przyznała, że dziecko spadło mu z kolan. Zgłosiłam to lekarzowi i po cichu opiece społecznej i zapewne uratowałam wnuczce życie – opowiada Mariola Koźlik, babcia Victora, matka Mariusza Sz.

Dziewczynka także była hospitalizowana

W ubiegłym roku siostra zabitego chłopca, Victoria także trafiła do szpitala. Okazało się, że ma połamane żebra. MOPS zawiadomił prokuraturę. Wszczęto śledztwo, które po kilku miesiącach umorzono.

- Zdaniem biegłego materiał dowodowy nie pozwalał na określenie, w jaki sposób powstały obrażenia dziecka. Zabrakło dodatkowych pytań do biegłego. Prokurator uznał, że ta opinia pozwala na umorzenie sprawy – mówi Joanna Smorczewska z Prokuratury Okręgowej w Gliwicach.

Starsza córka Mariusza i Aleksandry Sz. po dojściu do zdrowia trafiła do rodziny zastępczej. Była to decyzja matki, która stwierdziła, że nie jest w stanie opiekować się dzieckiem, dopóki mąż nie wyjdzie z więzienia. Pomimo wielu sygnałów, które powinny ostrzec urzędników, Victoria wróciła do swoich rodziców.

- Sąd Rejonowy w Rudzie Śląskiej przed oddaniem Victorii rodzicom, zgłosił się do nas z prośbą o opinię na ich temat. Odpowiadając na to zapytanie, napisaliśmy, że w naszej ocenie to nie jest dobry moment na powrót dziecka, bo rodzice mają problemy z wypełnieniem roli wychowawczej. Wskazaliśmy także rodzinę zastępczą. Sąd uznał jednak, że dziecko powinno wrócić pod pieczę rodziców – mówi Agnieszka Kaintoch.

Mariusz i Aleksandra Sz. trafili do aresztu. Wszczęto również na nowo śledztwo w sprawie starszej córki Victorii. Ojciec usłyszał zarzut znęcania się także nad nią.

podziel się:

Pozostałe wiadomości