- Zginęła śmiercią męczeńską. Bardzo znęcali się nad nią – mówi Mieczysław Cygan, ojciec Iwony, którą brutalnie zamordowano w 1998 rok. Jej zabójcy do dziś nie zostali ukarani. Jak wyglądały ostatnie chwile jej życia?
Z ustaleń naszych dziennikarzy wynika, że 13 sierpnia 1998 roku Iwona Cygan i jej przyjaciółka Renata spacerowały wokół rynku w Szczucinie. Około godziny 22 obok dziewczyn zatrzymał się polonez. Za kierownicą siedział Paweł K., znany jako "Klapa", oraz dwóch innych mężczyzn, w tym jego ojciec Józef K. Obok stał policyjny radiowóz, w którym Iwona zobaczyła Leszka Witaszka, ojca jej koleżanki z klasy. Namówiona przez przyjaciółkę i uspokojona widokiem radiowozu wsiadła do poloneza.
- Rola Renaty G. w zabójstwie Iwony Cygan jest o wiele większa niż by to wynikało z kwalifikacji prawnej czynu - mówi Ireneusz Wilk, pełnomocnik rodziny Cyganów.
Do stojącego obok poloneza radiowozu wsiadł Tadeusz Drab, prosząc funkcjonariuszy o podwiezienie do domu. Chciał schronić się przed nadchodzącą burzą. Jeśli wierzyć w wersję przebiegu wydarzeń według Leszka Witaszka, oba samochody, polonez i radiowóz, odjechały w kierunku rzeki. Przed mostem policjanci wysadzili Tadeusza Draba i wrócili do patrolowania ulic, podczas gdy pojazd z Iwoną Cygan skierował się w stronę hangarów WOPR. W tym czasie zarządzał nimi Józef K., ojciec Klapy. Kilka miesięcy temu zatrzymano go w Austrii i deportowano do Polski. Postawiono mu zarzuty zabójstwa nastolatki ze szczególnym okrucieństwem.
- Dobrze się znaliśmy, jego córka przychodziła do nas – opowiada Mieczysław Cygan ojciec Iwony Cygan. Przyznaje, że ten zarzut go zszokował, bo po zbrodni Józef K. przyjeżdżał nadal i proponował pomoc w śledztwie.
Dlaczego policja nie reagowała?
Dopiero w ostatnich miesiącach śledczy ustalili, że w nocy przed śmiercią, Iwona Cygan znalazła się również w barze "U Trabanta", popularnym wówczas pubie z dyskoteką. Właścicielem był nieżyjący dziś Robert K., trzeci z domniemanych zabójców.
- To wszystko kręci się wokół znajomych, bo "Trabant" znał Iwonę - zauważa ojciec zamordowanej.
Naszym reporterom jako pierwszym udało się poznać prawdopodobny motyw zabójstwa Iwony Cygan. Paweł K., kierowca poloneza, miał próbować zgwałcić nastolatkę w barze. Jej opór miał rozwścieczył mężczyznę, który uderzył Iwonę w głowę twardym przedmiotem, a następnie bił i kopał. Wszystko to miało dziać się w obecności nawet 30 osób bawiących się "U Trabanta". Świadkowie, do których dotarliśmy mówią, że w barze pracowało tej nocy dwóch ochroniarzy i nawet trzy barmanki. W lokalu urzędowała tzw. grupa „Austriaków”. Byli to budowlańcy, którzy w latach 90-tych wyjeżdżali zarobkowo za granicę. Do grupy tej należał Klapa.
Kilkanaście minut po północy trójka domniemanych oprawców wyszła z baru, wynosząc zakrwawioną i nieprzytomną Iwonę Cygan. Widzą to patrolujący okolicę policjanci. Ci sami, którzy wcześniej byli na rynku. Potwierdził to w zeznaniach, pełniący wówczas służbę Leszek Witaszek. Policjanci ruszyli za polonezem, którym mężczyźni wieźli dziewczynę. Nie interweniowali jednak. Skręcili na skrzyżowaniu w innym kierunku i odjechali. Była to ostatnia szansa na uratowanie życia Iwony Cygan. Dlatego ta decyzja policjantów wydaje się niezrozumiała. Skruszony policjant postanawia udzielić nam wywiadu, jednak w rozmowie z reportami wycofuje się ze wszystkiego, co zeznawał, m.in. z przyznania się do winy.
- Po zatrzymaniu dostałem jakieś środki chemiczne, które zrobiły ze mnie matoła, otumaniły mnie, i powtarzałem to, co prokurator mówił - utrzymuje.
Rola policjantów
Tymczasem polonez z Iwoną Cygan wyjechał ze Szczucina i pojechał ponownie do hangarów WOPR. Wszystko wskazuje, że przed śmiercią dziewczyna była w nich przetrzymywana. Miejsce znalezienia ciała Iwony Cygan oddalone jest zaledwie 200 metrów od hangarów.
Reporterzy dotarli do małżeństwa, które jako pierwsze dowiedziało się o śmierci Iwony Cygan. W nocy zabójstwa pojawił się u nich naoczny świadek i miał prosić o wodę. Poinformował ich, że "Cyganiątko" nie żyje. Małżeństwo nie przekazało jednak nikomu tej informacji, a rodzina Iwony Cygan do teraz nie wiedziała w ogóle o istnieniu takich naocznych świadków.
Do tej pory w śledztwie zakładano również, że na miejscu zbrodni było tylko jedno auto – polonez. Czy to możliwe, że był tam również radiowóz? Czy dlatego sierżant Leszek Witaszek mimo prawomocnego wyroku wciąż mataczy w tej sprawie?
- Mam nadzieję, że się wszyscy dowiemy wkrótce, jaka była ich rola w tym wszystkim - mówi siostra Iwony Cygan.
Szczucińscy policjanci już od rana następnego dnia mieli informację o śmierci dziewczyny. Mieczysław Cygan od wczesnych godzin porannych szukał swojej córki. Około 9:00 pojawił się na komisariacie chcąc zgłosić zaginięcie Iwony. Tymczasem oficjalnie działania policja zaczęła znacznie później, około godziny 14, gdy zwłoki Iwony znalazł miejscowy rolnik.
Szwagier Leszka Witaszka
Co ciekawe - następnego dnia na komisariacie zmianę pełnił nadal Leszek Witaszek - mimo, że służbę zakończył o godzinie 6. Sprawę od początku przejęła komenda powiatowa w Dąbrowie Tarnowskiej. Wieloletni funkcjonariusz tej komendy zwrócił uwagę reporterów na postać Bogusława P., byłego szefa jej wydziału dochodzeniowo-śledczego, prywatnie szwagra Leszka Witaszka. Od kilku miesięcy przebywa on w areszcie.
- Część ludzi dała się kupić i ruszyła lawina matactwa - tłumaczy anonimowo policjant i dodaje - Stary K. w Szczucinie był szarą eminencją. Znał słabości tych policjantów i te słabości wykorzystał.
Jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, to właśnie na polecenie Bogusława P. uszkodzony miał zostać zabezpieczony na miejscu zbrodni materiał DNA należący prawdopodobnie do zabójcy. On miał także zlecić jednemu z policjantów odebranie od rodziny Cyganów ubrań, które miała na sobie nastolatka w dniu zabójstwa. To kolejny zniszczony dowód w sprawie. To właśnie Bogusław P. typowany jest również na autora wysyłanych przez lata anonimów, którymi mógł wpływać na bieg śledztwa.
Tajemnicze zgony
O determinacji i bezkarności osób zamieszanych w tuszowanie morderstwa Iwony Cygan świadczą kolejne tajemnicze zgony w Szczucinie. Tadeusz Drab, ważny świadek wydarzeń ze szczucińskiego rynku, został wyłowiony z Wisły kilka miesięcy po śmierci Iwony. Mimo przesłanek, że doszło do morderstwa, policja uznała, że był to nieszczęśliwy wypadek.
- Tadeusz Drab wiedział, kto zamordował Iwonę Cygan, znał sprawców i przebieg zdarzeń związanych z zabójstwem Iwony - utrzymuje Ireneusz Wilk.
Dziś śledczy z morderstwem nastolatki łączą między innymi samobójstwo jednego z policjantów oraz zabójstwo Marka Kapeli. Trzy lata temu jego ciało znaleziono między przęsłami ciężkiego betonowego płotu tuż obok baru „U Trabanta”. I tę sprawę umorzono, uznając, że to kolejny nieszczęśliwy wypadek.
- Myślę, że tu się nikt nie czuje bezpiecznie. Przecież to jest takie dziwne miejsce, tyle niewyjaśnionych śmierci - mówi siostra Iwony Cygan i dodaje, że rodzina zamordowanej musi być gotowa na najgorsze. - Zabójcy są już tam, gdzie jest ich miejsce, a ci ludzie nadal się czegoś boją, nadal kłamią. Mamy się przygotować na szok i na najgorsze - dodaje.
Śledczy wciąż biorą pod uwagę hipotezę, że Iwona miała zostać wywieziona do pracy za granicę. Prokuratura Krajowa zapowiada, że w grudniu tego roku zakończy swoje śledztwo a do sądu trafi akt oskarżenia. Śledczy mają jeszcze w planach kolejny eksperyment procesowy, który ma rozwiać wątpliwości związane z zeznaniami zatrzymanych. W planach są kolejne zatrzymania.