Bartek Obłój powiesił się na drzewie koło swojego domu we wsi Hłudno w województwie podkarpackim. Jego ciało znalazła matka. Potem młodsza siostra Bartka znalazła list, napisany przez niego podczas lekcji dwa dni przed samobójstwem. Napisał w nim, że miejscowy ksiądz proboszcz oskarżył go kradzież smyczy i pieniędzy, których on nie ukradł. Napisał, że zabija się, by wszyscy dowiedzieli się o tym, co ksiądz robi. Napisał, a potem zamazał wyrazy, które policyjnym ekspertom udało się odczytać – pedofil i zgwałcenie. Mieszkańcy wsi uznali, że jeśli na księdza pada choć cień podejrzenia o to, że przyczynił się do samobójstwa chłopca, to nie powinien on dłużej pełnić swojej kapłańskiej posługi w ich wsi. Napisali petycję o odwołanie księdza Stanisława K., który był w Hłudnie proboszczem od 11 lat. W tym czasie nie zaskarbił sobie życzliwości parafian. Jego zachowanie wobec ich dzieci budziło zastrzeżenia, ale nikt nie śmiał o nim mówić. Dopiero śmierć Bartka sprawiła, że strach zniknął. - Siedziałyśmy z koleżankami na ławce i śpiewałyśmy pieśni, które miałyśmy śpiewać w kościele – mówi uczennica gimnazjum w Hłudnie. – Ksiądz stanął za mną i włożył mi ręce pod sweter. Nie wiem, czy ksiądz bawił się w pedofila, ale to było okropne, obrzydliwe. Czułam do niego obrzydzenie, czułam się zbezczeszczona. Koledzy Bartka, który był ministrantem, opowiadają, że ksiądz bił go. Poniewierał także innymi chłopcami, których uczył religii w szkole. - Kolegę załapał za ”pejsy” i pociągnął go nad ziemię – mówi uczeń gimnazjum w Hłudnie. – Kolega płakał, poszedł do dyrektora, ale dyrektor nic na to nie zadziałał. Bartka najbardziej bił. Bartek mówił, że to boli, a ksiądz na to: Po to robię, żeby bolało. Ojciec jednej z uczennic, którą ksiądz miał uderzyć, zgłosił sprawę na policję. Policja domagała się świadków, ale nikt nie chciał świadczyć. Dopiero tragedia Bartka skłoniła ludzi do działania. Z inicjatywą listu do zwierzchnika proboszcza, księdza dziekana z Dynowa, wystąpił były sołtys wsi. - Jeśli chłopiec w liście, napisanym przed śmiercią zaklina się na Boga, że nie uczynił tego, co mu zarzucił ksiądz, to chyba przed śmiercią dziecko nie kłamie – mówi Stanisław Gładysz, były sołtys Hłudna. – Jeśli nikt nas nie posłucha będziemy blokować księdzu dostęp do kościoła, żebyśmy nie musieli patrzeć na kogoś, na kim jest choćby cień tego, że doprowadził do tej tragedii. Do wsi przyjechał ksiądz dziekan. Na spotkaniu z parafianami bronił swojego podwładnego. Sugerował, że Bartek był niepoczytalny i dlatego się zabił, że naprawdę coś ukradł, że najbardziej pokrzywdzony jest ksiądz Stanisław K., a parafianom nie chodzi o dotarcie do prawdy o jego zachowaniu, tylko o jego odwołanie. Jednak w końcu ksiądz Stanisław K. odszedł z parafii w Hłudnie. Kanclerz Kurii Metropolitarnej w Przemyślu ks. Bartosz Rajnowski powiedział, że nie jest już proboszczem, ale pełni posługę duszpasterską w innej parafii. Równie małomówny był dyrektor szkoły w Hłudnie, którego rodzice informowali wcześniej o zachowaniu uczącego ich dzieci religii księdza. Ukrywał się przed reporterką UWAGI!, a kiedy ta mimo wszystko odnalazła go w gabinecie, nie chciał na temat sprawy nic powiedzieć. Prokuratura rejonowa w Brzozowie prowadzi śledztwo w sprawie doprowadzenia małoletniego do targnięcia się na swoje życie. Przesłuchuje mieszkańców wsi i kolegów Bartka. Od Nowego Roku mieszkańcy Hłudna mają już nowego proboszcza.