To jedna z największych placówek opiekuńczo-leczniczych w Polsce. Na stronie internetowej znajdują się kolorowe zdjęcia i zapewnienia o bezpiecznych, przyjaznych warunkach leczenia oraz specjalistycznych usługach. Do dyspozycji chorych jest prawie 500 łóżek, kilka pawilonów i oddziałów. "Naszym pacjentom oferujemy ciepło rąk i serc oraz otwartość umysłów" - to zapewnienie ze strony internetowej placówki.
Z relacji rodzin niektórych pacjentów ZOL przy ul. Wielickiej wyłania się jednak zupełnie inny obraz.
"Wszyściusieńko było mokre"
O ośrodku zrobiło się głośno po artykule w regionalnej gazecie. Dziennikarka opisała w nim szokujące sytuacje, które mają miejsce w zakładzie.
Rozmawialiśmy z bliskimi kilkorga pacjentów ZOLu przy Wielickiej, którzy także potwierdzają bulwersujące informacje. Pani Anna, która z powodu sytuacji rodzinnej prosi o anonimowość, wspomina, że największym problemem było dbanie o codzienną higienę pacjentów.
- Nieraz zwierzęta w domu mają lepiej niż osoba, która znajduje się tam w ZOL-u - mówi w rozmowie z reporterką UWAGI! i wspomina, jak spod mamy zdarzyło jej się wyciągnąć całkiem mokrą pieluchę: - Po prostu kapało z niego, a mama miała tylko suchą głowę. Koc, wszyściusieńko było mokre - mówi. Jak przyznaje, była też zaskoczona toaletą, jaka wykonywały opiekunki pacjentów. - Panie wyciągnęły chusteczki nawilżające, podniosły ręce, wytarły pod pachami, wytarły pupcię i to była cała toaleta - mówi zszokowana.
Cały dzień siedziały przy stole
- Tam człowiek godności nie ma - podsumowuje pan Włodzimierz, którego mama także znajduje się w ZOL w Krakowie. Wspomina, że wielokrotnie był świadkiem sytuacji, gdy starsi ludzie po posiłku pozostawali przy stole i siedzieli przy nim aż do kolacji - przez nikogo nie aktywizowane, ani nie doglądane.
- Jedna z pań w mojej obecności zasnęła, zsunęła się pod stół. Tę panią wyciągałem spod stołu, żeby znowu posadzić ją na krzesło - opowiada pan Włodzimierz.
Bez szans na rehabilitację
W Zakładzie opiekuńczo-leczniczym od półtora roku przebywa także matka pana Eugeniusza. Jej opiekunem prawnym jest córka, z którą pan Eugeniusz jest od dawna w konflikcie. Mężczyzna nie może więc zabrać matki z ośrodka, ale stara się odwiedzać ją kilka razy w tygodniu. Postanowił pokazać nam w jakich warunkach przebywa jego matka.
Niedługo po tym jak matka pana Eugeniusza został przyjęta do zakładu opiekuńczo-leczniczego mężczyzna rozmawiał z lekarzami o rehabilitacji. Chciał pomóc częściowo sparaliżowanej mamie, ale natrafił na opór. Swoją rozmowę nagrywał.
- Inwestujemy w osoby, które rokują chodzenie, rokują siedzenie samodzielne i są w kontakcie, i współpracują - usłyszał, gdy zapytał o możliwość rehabilitacji. - Taka jest okrutna prawda - podsumowała lekarka. Obiecała, że za jakiś czas sprawdzi, czy coś się zmieniło.
Ciągłe nieprawidłowości
O tym, jak starsi schorowani ludzie są traktowani w zakładzie opiekuńczo-leczniczym przy ul. Wielickiej w Krakowie, informowaliśmy już 10 lat temu. Wtedy nasi reporterzy ujawnili bulwersujące zachowania personelu - przywiązywanie pacjentów do łóżek, brak opieki, brak reakcji na wołanie o pomoc.
Po emisji naszych reportaży placówka medyczna została wnikliwie skontrolowana, zmienił się także dyrektor. Wydawać by się mogło, że sytuacja uległa poprawie. Jednak sześć lat później trwająca prawie rok kontrola NFZ znowu wykazała ogromne nieprawidłowości: braki i błędy w dokumentacji medycznej, niezgodności w ilości personelu. Zdaniem funduszu zbyt wielu chorych dostawało w placówce pokarm bezpośrednio do jelit za pomocą sondy, choć taka forma żywienia to ostateczność i powinna być zlecana przez lekarzy specjalistów.
Tak właśnie było w przypadku mamy pana Eugeniusza. - Mama trzykrotnie wyrwała tę sondę - mówi i wspomina, jak za jednym razem - gdy akurat nie było podłączonej sondy - karmił mamę z miseczki. - To trwało 10 minut, ale zjadła cała miseczkę - mówi.
Z powodu nieprawidłowości fundusz nałożył na placówkę karę w wysokości prawie 300 tys. zł i zażądał zwrotu niemal 4,5 mln zł jako kwoty nienależnie pobranej przez ZOL.
Dyrektor nie komentuje
Chcieliśmy zapytać dyrektora zakładu opiekuńczo-leczniczego w Krakowie, dlaczego podległy mu personel nie dba o godność starszych ludzi, często bezradnych i zdanych tylko na łaskę opiekunów. Dyrektor w rozmowie telefonicznej nie zgodził się na wystąpienie przed kamerą. Wyjaśnił, że oskarżenia rodzin pacjentów są bezzasadne, jego zdaniem nie brakuje pracowników, a opieka jest wystarczająca. Ponadto stwierdził, że kara nałożona przez NFZ jest niesprawiedliwa i dlatego złożył odwołanie do sądu.
Bezpośredni nadzór nad placówką sprawuje Biuro do spraw Ochrony Zdrowia Urzędu Miasta Krakowa. Urzędnicy odmówili nam jednak komentarza w tej sprawie. W oświadczeniu, które otrzymaliśmy napisali, że w 2015 roku dostali jedynie 3 skargi na jakość leczenia i opieki w ZOL-u przy Wielickiej. Zaznaczyli też, że placówka była kontrolowana między innymi przez urząd wojewódzki oraz państwową inspekcję pracy i nie stwierdzono nieprawidłowości.
Prokuratura bada sprawę
Pani Anna swoją mamę z Zakładu Opiekuńczo-Leczniczego w Krakowie zabrała do domu. Karmi ją sama, choć w placówce oferowano jej matce żywienie za pomocą sondy. Na wniosek NFZ i prywatnych osób w krakowskiej prokuraturze toczy się od trzech lat postępowanie w sprawie żywienia pacjentów niezgodnie z ich rzeczywistym stanem zdrowia oraz fałszowanie dokumentacji medycznej. Zdaniem prokuratury poszkodowanych może być nawet 600 osób.
Po ostatnich medialnych doniesieniach NFZ zapowiedział wnikliwe sprawdzenie sytuacji w placówce przy Wielickiej.