„Kara to kara. A jak będziesz ryczeć, to będzie bolało”

TVN UWAGA! 3796636
TVN UWAGA! 3796636
„Irytujecie mnie gówniarze smarkate”. „Jeżeli ktoś się odezwie niepytany zalepiam buzię taśmą na cały dzień. Nawet nie zje śniadania”. – to tylko próbka terroru, jaki wobec 5 i 6-letnich uczniów stosowała nauczycielka z miejscowości Szczodre koło Wrocławia.

Skandal wybuchł po tym, jak mama sześcioletniego Franka włożyła synkowi do plecaka dyktafon. Jej dziecko stawało się coraz bardziej nerwowe, miewało koszmary oraz coraz bardziej zaniżone poczucie własnej wartości.

- Bardzo był wrażliwy, ciągle płakał. Mówił o sobie: „Jestem do niczego”, „Jestem głupi” – mówi Dorota Łaba.

Czerwona lampka zapaliła się, kiedy Franek zaczął prosić, by mógł nie iść do szkoły. Nagrania z dyktafonu przeraziły: okazało się, że dzieci podczas lekcji miały zaklejane usta taśmą klejącą. Prócz tego nauczycielka zastraszała je i potwornie krzyczała.

- Przez godzinę nie mogłam przestać płakać – mówi pani Dorota.

Na tych nagraniach jest szokujący szczegół: kiedy dzieci miały zaklejone usta, do klasy weszło dwóch pracowników szkoły. Z nagrań wynika, że mogła to być m.in. woźna, która roznosi po klasach mleko.

– Nic nie wiem, nic nie widziałam. Robię swoją pracę, reszta mnie nie obchodzi – ucina kobieta, kiedy o sprawę pyta ją reporterka UWAGI!

Identyczną strategię kontaktów z dziennikarzami przyjęła dyrektorka szkoły.

- Informacje, jakie pojawiły się w mediach powodują, że straciłam zaufanie do tego środka przekazu. Nie poświęcę państwu czasu – oświadczyła reporterce.

Nagrania upublicznił dziennikarz Radia Zet – Tomasz Jankowski. Jego pani dyrektor podjęła, owszem, w swoim gabinecie. Jednak rozmowy również odmówiła.

- Powiedziała, że takie sprawy powinno się załatwiać dyskretnie. Byłem zdumiony tym, co słyszę. Dopytałem, czy jej zdaniem takie sprawy naprawdę powinno się załatwiać dyskretnie. Powiedziała, że tak – mówi nam dziennikarz.

Na to już jednak za późno. Nauczycielka została zawieszona w czynnościach zawodowych a sprawę bada kuratorium, rzecznik dyscyplinarny i prokuratura, która sprawdza, czy miało miejsce znęcanie się nad dziećmi. Na jaw wychodzą kolejne, szokujące metody, stosowane przez nauczycielkę.

- Ala krzyczała na przerwie, więc za karę pani Justyna wzięła klucz i zamknęła ją w klasie. Córka nie miała szansy pójść do toalety i zesikała się w klasie. Mówiła mi potem: „Mamusiu, szarpałam za drzwi, ale były zamknięte” – opowiada Martyna Bladycz.

Justyna G. to młoda, zaledwie 30-letnia nauczycielka. W szkole podstawowej w Szczodrem pracowała od sześciu lat, czyli od początku pracy zawodowej. Kobieta ma wykształcenie magisterskie. Studiowała pedagogikę, najpierw na KUL-u w Stalowej Woli, a potem na Uniwersytecie Wrocławskim. G. jest bezdzietną panną. Pochodzi z niewielkiej wsi w województwie podkarpackim.

- Znam Justynę. Z dobrej rodziny pochodzi. Jej rodzice są wierzący i praktykujący. I ona tak samo – mówi jedna z sąsiadek.

W opiniach o kobiecie powtarzają się określenia: „spokojna”, „opanowana”, „cicha”. Sąsiedzi przypominają też sobie, że kobieta bardzo chciała zostać nauczycielką. Potem relacjonowała, że w zawodzie się spełnia.

- Mówiła, że dzieciska tęsknią za nią, jak je nie ma – wspominają sąsiedzi.

Jeśli potwierdzi się, że Justyna G. znęcała się nad dziećmi - może jej grozić kara do pięciu lat więzienia.

podziel się:

Pozostałe wiadomości