Kuzyn Barbary Waluś zniknął w lipcu 2003 r. Stanisław W. był starym kawalerem, typem domatora. Po śmierci ojca nie utrzymywał bliższych kontaktów z rodziną. Panią Barbarę zdziwiło, kiedy dowiedziała się, że wyjechał, aby pracować w Niemczech. - Spokojny, cichy, pracowity, trochę ciapowaty – mówi Barbara Waluś. – Siedział w domu. I nagle wyjeżdża do Niemiec, gdzie nie miał żadnej rodziny, nie znał niemieckiego, nawet nie lubił Niemców. Takie informacje pochodziły od kobiety, która nieoczekiwanie zamieszkała z samotnym mężczyzną. Florentyna, 48-letnia wówczas chemiczka ze Śląska, nie zawiadomiła policji o zaginięciu Stanisława. Zrobiła to pani Barbara. Nie wiedziała wtedy, że to początek wieloletniego śledztwa, które będzie sama prowadzić. Stanisław W. posiadał ziemię, którą można było przeznaczyć pod budowę domków jednorodzinnych. Jego partnerka jeszcze za życia Stanisława próbowała sprzedać jedną z parcel. Wtedy Stanisław, który spotkał się z nabywcą odmówił. Po kilku miesiącach Florentyna zorganizowała spotkanie u notariusza. Barbara Waluś zablokowała próby sprzedaży ziemi przez Florentynę. Rozwiesiła ogłoszenia o zaginięciu właściciela i poinformowała sąd, który wstrzymał możliwość transakcji. W końcu to nie policja, a pani Barbara o podejrzeniu zabójstwa poinformowała prokuraturę. Ta rozpoczęła śledztwo w sprawie śmierci Stanisława W. Śledztwo zostało umorzone. Powodem był brak dowodów popełnienia przestępstwa. Barbara Waluś jednak nie rezygnowała. Wskazywała policji nowe tropy. Obserwowała dom Stanisława W. Fotografowała samochody i zapisywała ich numery rejestracyjne. Uważała, że Florentyna musiała mieć wspólników, z którymi nadal może się kontaktować. Pod dom obserwowanej pani Barbara chodziła kilka kilometrów piechotą. Barbara Waluś domagała się sprawdzenia samochodów i szukania oszusta podszywającego się pod jej kuzyna. W końcu dopięła swego. Powołano specjalną grupę śledczą, która rozwiązała sprawę. Aresztowano Florentynę i jej dwóch wspólników. Jeden z nich przyznał, że ciało zamordowanego zostało rozpuszczone.