Rodzice walczą o szkolne stołówki

TVN UWAGA! 3643050
TVN UWAGA! 3643050
W Warszawie i Krakowie trwa walka rodziców o szkolne stołówki. Od września w części szkół mają je prowadzić osoby prywatne. Wzrosną ceny posiłków, a rodzice staną przed niewiadomą, co do ich jakości. To, przeciwko czemu protestują rodzice w Warszawie i w Krakowie, już od dawna funkcjonuje we wszystkich szkołach w Poznaniu. Również w Warszawie są dzielnice, gdzie wszystkie stołówki prowadzą ajenci. Część rodziców uważa, że jest to niezgodne z prawem i zapowiada zaskarżenie tych zmian do sądu.

Pani Monika walczy o tanie i smaczne obiady dla swojego syna, który jest uczniem pierwszej klasy szkoły podstawowej. - W tym momencie syn dostaje rano do szkoły kanapkę i coś do picia. Korzysta też z obiadu szkolnego, bo w szkole jest od godziny 8 do 16, 17. To ważne, żeby zjadł obiad, zwłaszcza, że mój syn jest alergikiem. Panie go znają, przygotowują jedzenie. To teraz, a co będzie we wrześniu, nie wiemy. Jak będę w pracy nie dowiozę mu domowego obiadu – martwi się Monika Rutkowska. To, czego rodzice obawiają się najbardziej to jedzenie dowożone do szkoły przez firmy cateringowe, które nie zawsze kojarzą się im z dobrym jedzeniem. W Szkole Podstawowej nr 166 w Warszawie kuchnia nie działa od lat i catering jest jedynym rozwiązaniem kwestii obiadu. - Nie ma obawy, że obiad wystygnie. Są zakupione specjalne urządzenia utrzymujące temperaturę. Firma gwarantuje, że ten posiłek jest świeży. Codziennie są do sprawdzenia próbki jedzenia w firmie. Każdy może je sprawdzić. Nawet rodzice – tłumaczy Daniela Bartosiak, dyrektorka Szkoły Podstawowej nr 166 w Warszawie. Władze stolicy prywatyzują szkolne stołówki stopniowo. Najpierw ajenci weszli do 33 szkól, od nowego roku szkolnego mają pojawić się w kolejnych 100 placówkach. Walka rodziców o szkolne stołówki sprawiła, że podczas zazwyczaj spokojnie przebiegających obrad samorządowców zawrzało. - Władze Warszawy widzą, że ta reforma nie jest popularna i właśnie dlatego nie dyskutują tego z mieszkańcami. Robią to cicho i bardzo szybko. Nie możemy się na to zgodzić – mówi Antoni Wiesztort, członek nieformalnej grupy mieszkańców Warszawy „Prawo do miasta”. - Stanowisko zarządu w tej sprawie jest jasne i ja je podtrzymuję. Tak naprawdę na 29 szkół, których dotyczy ten proces, protesty przypłynęły z 10 szkół. Bardzo duża liczba osób podpisała się pod tymi protestami. Bierzemy te głosy pod uwagę, ale one nie zahamują samego procesu – mówi Bogdan Olesiński, burmistrz Dzielnicy Warszawa –Mokotów. Dyrektorzy szkół znaleźli się w trudnym położeniu. Z jednej strony według sugestii władz samorządowych nie mogą zatrudniać od nowego roku kucharek, z drugiej strony rodzice naciskają, by stołówka była zorganizowana tak, jak dotychczas. - Uważam, że taka sytuacja, jak jest teraz, jest korzystna zarówno dla dzieci i dla rodziców. Ale również i dla szkoły. Dwa lata temu mieliśmy przeprowadzony remont stołówki. Mamy nowoczesne zgodne z zasadami unijnymi wyposażenie. Dlatego chcielibyśmy, aby te posiłki były gotowane u nas na miejscu – tłumaczy Barbara Kurowska, dyrektorka Szkoły Podstawowej nr 1 w Warszawie. Obecnie w tej szkole wydawanych jest 270 obiadów, przygotowują je cztery panie. Jedną z nich dyrektor zatrudni, jako woźną, inne pozostaną bez pracy. - W tej chwili jesteśmy w zawieszeniu. Nie wiemy czy jesteśmy zwolnione czy nie – mówi Anna Bartczak, kucharka. O prowadzenie szkolnych kuchni mogą się starać obecne kucharki warunkiem jest jednak założenie własnej działalności gospodarczej. Kucharki z tej szkoły nie chcą jednak ryzykować. Nie wiedzą, czy wraz ze wzrostem ceny obiadu, rodzice będą je kupować. Jeśli nie, ich działalność nie będzie opłacalna. - To się wiąże z kosztem obiadów. W tej chwili obiad kosztuje 4,80 pln. Wiadomo, że jeżeli to weźmiemy, to automatycznie musimy podnieść cenę obiadów. A sądzę, że po podwyżce tych obiadów będzie trochę mniej. Na pewnie nie tyle, co teraz. Trudno jest mi coś powiedzieć, bo pierwszy raz spotykam się z taką sytuacją. Dla nas jest to ryzykowne. Można zaryzykować, ale wycofywać się po dwóch czy trzech miesiącach? To nie ma sensu – mówi Jolanta Kalmus, intendentka w Szkole Podstawowej nr 1 w Warszawie. Pani Katarzyna jest intendentką. Już wie, że od września dyrektor szkoły nie będzie mieć dla niej etatu, więc stara się o prowadzenie szkolnej kuchni jako firma. Ma zamiar zatrudnić obecnie pracujące kucharki. - Mamy perspektywę zostania na nowych warunkach. Możemy się albo zgodzić albo nie. Trudno powiedzieć, jak to będzie wyglądało. Wszystko zależy od tego, ile dzieci zostanie przy tych wyższych cenach obiadowych. Ale tego nikt nie wie, jakie to będą ceny. Szacunkowe ceny to od 7,50 do 9 pln – mówi Katarzyna Czaplicka, kierownik stołówki w Szkole nr 98 w Warszawie. Rodzice dzieci z warszawskich szkól nie rozumieją zmian, które proponują im władze miasta. W dyskusjach powołują się na ustawę oświatową, która uznaje żywienie dzieci za obowiązek opiekuńczy szkoły. - Wzrost kosztu obiadu będzie w granicach 40 procent. Przy czym tak jak zaznaczamy, jest to niezgodne z ustawą, gdzie rodzic powinien płacić tylko i wyłącznie za tzw. wsad do kotła. Nie wiem, gdzie burmistrz chce w te sytuacji szukać oszczędności, zwłaszcza że już jeden proces w sprawie przedszkoli został przegrany. Zdecydowaliśmy, że robimy zrzeszenie rad rodziców szkół na Mokotowie. Wszyscy jak jeden mąż wystąpimy przeciwko miastu – zapewnia Mariusz Gierej. Problem w tym, że ustawa o systemie oświaty nie stwierdza kategorycznie, że szkoła stołówkę prowadzić musi. Na urzędnikach nie robi też wrażenia wyrok Naczelnego Sądu Administracyjnego, który jasno określa, że rodzice płacą w szkolnej kuchni tylko za produkty potrzebne do przygotowania posiłku. Pensje kucharek i koszty przygotowania obiadu pokrywa samorząd. - Jest to interpretacja jednego z sądów nie z naszego województwa. W Polsce nie działa prawo precedensowe. My uważamy, że stołówka, nie jest prowadzona przez szkołę, jeżeli nie ma tego w swoim statucie. Natomiast dyrektor szkoły może użyczyć pomieszczenie na przygotowanie posiłków. Wówczas jest to odrębny byt. I wówczas przepis o wsadzie do kotła nie jest obowiązujący – uważa Joanna Gospodarczyk, dyrektor Biura Edukacji Urzędu Miasta Warszawy.

podziel się:

Pozostałe wiadomości