Zamęczane konie z Morskiego Oka

TVN UWAGA! 131467
Mimo, że historie o cierpieniu koni w górskich kurortach wracają do mediów jak bumerang, sytuacja od lat się nie zmienia. Dlaczego fiakrzy pozostają bezkarni? Co musi się zmienić, żeby zwierzęta przestały być męczone?

Trzy lata temu na oczach turystów ze zmęczenia padł koń o imieniu Jordek. Mimo, że o problemie złego traktowania zwierząt przez fiakrów usłyszała wtedy cała Polska, do dzisiaj nikt skutecznie go nie rozwiązał. Dominik Nawa jest twórcą przystani dla zwierząt, do której trafiają między innymi konie z Morskiego Oka. Zwierzęta, które mężczyzna wykupuje od fiakrów, są często skrajnie wycieńczone. - Konie w okolicach Morskiego Oka pracują tylko do pewnego momentu. Jeśli ich sprawność spada, konie z tej pracy są wycofywane i przeważnie trafiają niestety do rzeźni, mówi Dominik Nawa z Komitetu Pomocy dla Zwierząt. Przepisy pozwalają fiakrom na zabieranie jednorazowo czternastu osób na wóz. Konie codziennie ciągną ludzi na ponad ośmiokilometrowej trasie i pokonują ponad czterysta metrów różnicy wzniesień. Niestety – nikt nie liczy dzieci, plecaków ani ciężkiego sprzętu, który często wożą ze sobą turyści. Informacje o zwierzętach pracujących pomimo zakazu weterynarzy trafiły do Tatrzańskiego Parku Narodowego, który nadzoruje pracę fiakrów. Właścicielom koni grozi teraz odebranie licencji. Kłopot w tym, że fiakrzy stworzyli związek chroniący ich interesy i jako grupa zupełnie nie obawiają się żadnych działań ze strony parku. Wygląda na to, że najlepszym lekarstwem na cierpienie zwierząt z morskiego oka do czasu, w którym konie zostaną zaczipowane, może być wrażliwość samych turystów. Wystarczy, że widząc cierpiące zwierzęta, powiadomią o tym park, podając nazwisko fiakra, widniejące na tabliczce na boku każdego wozu.

podziel się:

Pozostałe wiadomości